WYNIKI ROZDANIA: Clinique & Soap and Glory

Polecam, Uroda

Heeej kochani!

Prawda – na wyniki zorganizowanego w ostatnich tygodniach rozdania <na blogu – Clinique oraz na kanale YT – Soap and Glory> musieliście czekać o dzień dłużej niż początkowo miałam to w planach. Miałam pracy i wyjazdów z nią związanych od groma, więc teraz powoli próbuje się odkopać z zaległości. Serdecznie Was za to przepraszam! Nie są to jednak tylko słowa, bo będzie i zadośćuczynienie. Wchodzicie w to? Podpowiem! Nie macie wyjścia, bo nagrody, które dla Was przygotowałam czekają na rozdanie i wysłanie!

Zacznę od rozdania, w którym mogliście wziąć udział na blogu. Do wygrania był nowy podkład marki Clinique Beyond Perfecting Foundation + Concealer (6 ivory) oraz 4 inne kosmetyki do makijażu tj. kredka do oczu Quickliner for eyes, paletka cieni All about shadow quad, nawilżająca kredka Chubby Stick i tusz do rzęs High impact mascara. Pytanie konkursowe, na pozór banalne, bo dotyczyło tego, czym wg Was powinien cechować się idealny podkład, wyzwoliło w Was moooc kreatywności. Miałam nie lada problem, aby z niemal 300 komentarzy konkursowych wybrać ten jeden, w mojej ocenie najlepszy.

Dlatego też oprócz nagrody głównej, którą zdobywa:

Daria Anioł - nagroda główna Clinique

przydzielam również wyróżnienie (niespodziankę) dla:

Katarzyna Chowańska - wyróżnienie Clinique

Nie mniejsza zagwozdka czekała na mnie na kanale YT. Nagrodę w rozdaniu stanowił krem do kąpieli Whipped Clean Luxe Cream Shower Butter o pojemności 250ml oraz zestaw 4 miniatur z myjką zapakowany w uroczy kartonik. Całość oczywiście produkcji mojej nowej miłości – marki Soap and Glory. Zgadliście – nagroda główna została wsparta o wyróżnienie. Po prostu Wasze głowy rozsadzają mega pozytywne i kreatywne myśli! Jestem zaszczycona, że takich mam widzów i czytelników!

Mam przyjemność ogłosić, że nagroda główna trafia do:

Nyska45 - nagroda główna Soap and Glory

a wyróżnienie (niespodzianka) powędruje do:

Martyna Jędrzejewska - wyróżnienie Soap and Glory

Czterem wspaniałym serdecznie gratuluję! Na Wasze adresy do wysyłki nagród czekam tu: callmeblondieee@gmail.com.

Tym, które właśnie pomyślały -> cholera, ja to nigdy niczego nie wygram! -> oznajmiam, że niedługo nowy konkurs z naprawdę fajnymi nagrodami! Bądźcie więc czujne;)

Miłego weekendu!

Widzimy się jutro w nowym filmie, startujemy jak zwykle o godzinie 9.00:)

Pozdrawiam,

Logo CallMeBlondieee

 

WISHLIST: BUTY NA WIOSNĘ

Moda, Polecam

Heeej kochani!

Dzisiaj przychodzę z listą, którą z chęcią zrealizowałabym punkt po punkcie. No bo powiedzmy sobie szczerze, która z nas nie chciałaby sprawić sobie wszystkich rzeczy, na które ma ochotę, gdyby tylko środki na karcie uległyby cudownemu rozmnożeniu? Szczególnie, jeśli chodzi o nowe buty, dodam – nowe buty na wiosnę. Ok, zejdźmy jednak na ziemię i przyznajmy, że cudów nie ma. A każda z nas musi w końcu dokonać wyboru. Wam i sobie życzę, abyśmy tylko takich błahych musiały dokonywać hahaha:D

Jakiś czas temu buszowałam na stronach internetowych moich ulubionych sklepów w poszukiwaniu ciekawych modeli butów rzecz jasna. Owocem owego buszowania jest lista, którą widzicie powyżej. Załapały się na nią tylko dwa typy obuwia – trampki / tenisówki / czy jakkolwiek  można je określić oraz sandałki na stabilnych obcasach. Cieniutkich adidasów nie potrzebuję, ponieważ pomarańczowe z Zary, kupione  w zeszłym roku nadal cieszą się dobrym zdrowiem oraz prezencją. Wiem, że zapytacie, gdzie są balerinki czy płaskie sandałki, więc od razu odpowiadam – dla mnie mogą one nie istnieć. I o ile płaskie sandałki jestem jeszcze w stanie przeżyć, o tyle balerinki mogliby dla mnie w ogóle przestać produkować. Nie wiem jak mega zgrabne trzeba mieć nogi, aby się w nich dobrze prezentować. A abstrahując od wyglądu, to jestem w szoku jak można chodzić w butach, które mają tak cieniutką podeszwę i nie odczuwać bólu. Ale co ja tam wiem i co ja mogę rozumieć, skoro moje stopy najbardziej komfortowo czują się pomykając w 12cm szpilkach hahaha:D

1. Buty sportowe – H&M (129.90zł)

2. Tenisówki z siateczką – Zara (149.00zł)

3. Tenisówki – H&M (79.90zł)

4. Sandały – H&M (129.90zł)

5. Skórzane sandały – H&M (279.00zł)

Wracając jednak do tematu głównego, którym są jednak buty na wiosnę, a nie moje wywody na temat balerinek to na pierwszy ogień wzięłam tenisówki. Te, które najbardziej mi się spodobały chciałam nawet kliknąć przez internet, ale stwierdziłam, że szkoda czasu i energii na ewentualny zwrot. Z 3 przedstawionych par zdecydowałam się na te z siateczką z Zary w odcieniu ukochanej limonki. Wybór był bardzo prosty, gdyż 2 lata temu zdecydowałam się na zakup baaardzo podobnych, z tym że różowych i bez wyraźniej faktury, które nosiłam non stop i po prostu je uwielbiałam. Jeśli chodzi o tenisówki z H&M, na żywo nie prezentowały się niestety tak ładnie jak na zdjęciu. Cóż, życie. Limonka górą!

Jeśli natomiast o sandały na obcasie chodzi, to nadal nie mogę się postawić na konkretny model. Z jednej strony szkoda mi wydać 279zł na sandały z sieciówki. Z drugiej jednak – podobny dylemat przerabiałam już kiedyś, kiedy nie wydawało mi się mądrym pomysłem, aby na skórzane botki tej marki wydać podobną kwotę, a doskonale służą mi do teraz. Sama nie wiem, zobaczymy co z tych rozważań wyjdzie. Skórzane i droższe czy z imitacji skóry i tańsze – oba modele są bardzo wygodne i super leżą na mojej nodze. W obu przypadkach obcas wstydu nie robi. 10.5 oraz 11.5cm czyli do polatania na cały dzień idealny, a przy tym stabilny. Muszę jednak przyznać, że te tańsze mają coś w sobie i nie wiem czy przypadkiem one nie staną się częścią mojej obuwniczej rodziny. Chociaż skóra to skóra. I bądź tu mądry!

Czas już chyba zakończyć te rozważania:D Życzę Wam kochane owocnych poszukiwań tych modeli butów na wiosnę, które są Wam najbardziej potrzebne. A właśnie – jakie buty chciałybyście sobie sprawić w najbliższym czasie? Macie już coś na oku?

Pozdrawiam,

Logo CallMeBlondieee

POST NIE JEST SPONSOROWANY. 

Pierwsze wrażenie: Lovely Butterfly Liner

Polecam, Uroda

Heeej kochani!

W ostatni poranek weekendu nie będę Was zamęczać postami opiewającymi na liczbę co najmniej tysiąca słów. Nie jest tajemnicą, że mogę pisać i pisać hahahaha:D Czasem jednak zdarzają się takie posty jak ten, że mogłabym zamieścić tylko jedno zdanie i byłoby ono zarazem idealnym wstępem, rozwinięciem i zakończeniem. Po prostu marsz do Rossmanna, kierunek – szafa marki Lovely, cel – Lovely Butterfly Liner nr 3.

W zeszłym tygodniu będąc na wieeelkich zakupach w Rossmannie, oprócz masy kosmetyków pielęgnacyjnych, sprawiłam sobie również dwa do makijażu. Upolowałam wtedy m.in. lakier do paznokci Miss Sporty z serii Lasting Colour w odcieniu 544, który od pierwszej aplikacji kupił mnie swoim wyglądem na paznokciach. Zamarzył mi się również eyeliner w podobnym odcieniu. Owszem, kojarzyłam podobny odcień, bo m.in. Sephora, MAC czy Make Up For Ever mają je w swojej ofercie, ale nie miałam ochoty wydawać na liner 50 czy 100zł. Więc po raz drugi zaliczyłam wizytę w Rossmannie, a gdy moim oczom ukazał się Lovely Butterly Liner nr 3, przepadałam, podreptałam do kasy, zostawiłam 7.89zł i uradowana podreptałam do domu.

Lovely Butterfly Liner 3

Lovely Butterfly Liner 4

PLUSY:

+ Piękny kolor!!! Nie wiem jak dokładnie go określić, gdyż ani czysto błękitny, ani czysto turkusowy on nie jest, ale w sumie who cares? Producent określa go jako nr 3 – niebieski. Może być i tak, jak dla mnie bez różnicy:) Na zdjęciu makijażu wygląda na bardziej zielony, na żywo zdecydowanie wybija błękitno – turkusowy. 

+ Idealny pędzelek. Złożony z krótkich i cieniutkich włosków. Nie za giętki, nie za sztywny. 

+ Trwałość na oku. Pomimo, że miałam go na swoich oczach dopiero trzy razy to sprawdziłam go w hardcorowych warunkach. Dzień pierwszy – atak duszności na autostradzie, włącznie z rykami, łzami, chusteczkami i tarciem oczu. Dzień drugi <wtedy, gdy nagrywałam filmik> – miałam go na sobie ponad 20 godzin. Dzień trzeci – drzemka z twarzą wciśniętą w poduszkę. A on co? On jakby niewzruszony. We wszystkich wypadkach siedział na miejscu i nie ruszył się nawet o mm.

+ Brak podrażnień. Nie podrażnia moich bardzo wrażliwych oczu, co innym linerom niejednokrotnie się zdarzało.

+ Dostępność. Rossmann. Jeśli nie stacjonarnie to on-line.

+ Cena. 7.89zł? Serio? Serio!

MINUSY:

– Nieco upierdliwy przy demakijażu. Trwałość na 6+, więc demakijaż nie trwa kilku sekund. Wacik z płynem micelarnym musimy potrzymać ciut dłużej niż normalnie lub linię rzęs doczyścić patyczkiem ale w sumie co z tego? Słaby ten minus – nie uważacie podobnie?

MOJA OCENA:

5 / 5

To, że mój demakijaż oczu nie trwa 30 sekund, a 45 totalnie mi wisi. Dlaczego? Za niecałe 8 zł kupiłam liner w pięknym kolorze, który bardzo łatwo i szybko mogę zaaplikować i mieć pewność, że zostanie ze mną tak długo jak na to będę miała ochotę. No naprawdę nie mam się do czego przyczepić. Jedyne co mogę zrobić to Lovely Butterfly Liner nr 3 serdecznie Wam polecić! Aplikację oraz filmik Get Ready With Me możecie obejrzeć TU.

Ja jestem szczerze zachwycona, a Wy co myślicie o efekcie, który daje na oczach?

Pozdrawiam,

Lovely Butterfly Liner 1

POST NIE JEST SPONSOROWANY, A LINER KUPIONY PRZEZE MNIE.

Czym zaskakuje Shedor? Relacja z premiery nowej na polskim rynku marki.

Uroda

Heeej kochani!

Blogowanie, tak jak każda pasja czy praca, nierozerwalnie łączy się z pewnymi obowiązkami, ale i przywilejami. Niewątpliwie najbardziej cennym z przywilejów jest możliwość podróżowania, poznawania nowych ludzi, produktów, marek i historii z nimi związanych. Nie oznacza to jednak, że jestem w stanie (i tak naprawdę również chcę), wszędzie dotrzeć. Nadal bowiem zdarzają się sytuacje, że dana marka zaprasza blogera na event, a później naciska na rewanż w postaci publikacji postu z jego relacją. Serio? Naprawdę się komuś wydaje, że to nasz obowiązek? A uwierzcie, że nawet gigantom zdarzają się imprezy totalnie nieudane i takie, nad których organizacją co najwyżej można płakać niż się zachwycać hahaha:D Na całe szczęście są i takie marki, które jednoznacznie okazują szacunek blogerom i eventy dopracowują w najmniejszych szczegółach. A wtedy podzielenie się relacją z czytelnikami to sama przyjemność. Dzisiaj więc będzie przemiło, bo taki też czas spędziłam wczoraj na premierze nowej na polskim rynku marki Shedor.

Historia związana z początkami marki jest naprawdę niezwykła. Przenieśmy się o kilkadziesiąt lat wstecz – do połowy ubiegłego wieku. Wtedy to Wanda Zwoździak pod okiem swojej mentorki Heleny Rubinstein (tak, tej Rubinstein) opracowuje krem przeciwzmarszczkowy według swojej receptury. Krem produkuje przez lata, ale używa go jedynie ona i garstka jej klientek. Wiele, wiele lat później, bo w 2010 roku nadchodzi jednak przełom. Kobieta poznaje Żanetę Jurek (prezes francuskiej marki kosmetyczno – technologicznej), która zmaga się blizną na ramieniu, będącą skutkiem poparzenia i przygotowuje dla niej porcję kremu do wypróbowania. Testy wypadają na tyle pomyślnie, że 4 lata później unowocześniona i wzbogacona o cząsteczki kwasu Omega docierającego do do głębszych warstw skóry wersja, trafia do szerokiej sprzedaży. 

Musicie przyznać, że historia marki jest niesamowita, ale co to zdecydowanie za mało, aby przekonać konsumenta do wypróbowania tych kosmetyków. Shedor to nie tylko historia o realizowaniu marzeń i pasji, ale i bogate w naturalne składniki kosmetyki o działaniu nawilżającym, przeciwzmarszczkowym i odmładzającym. Obecnie w ofercie marki znajdują się 3 produkty: energizujący nektar na dzień (25+), wzmacniający krem anti-aging na dzień i na noc (35+) oraz suplement diety. Ten, który z przyjemnością przetestuje na sobie to oczywiście pierwszy z wymienionych, który zapowiada się baaardzo obiecująco. Z racji swojego wieku oraz faktu, iż nie mogę przyjmować żadnych suplementów nie będę w stanie podzielić się z Wami refleksjami dotyczącymi dwóch pozostałych produktów. Jednak opinię na ich temat z pewnością za jakiś czas poznacie z innych blogów, prowadzonych przez dziewczyny nieco starsze ode mnie. 

Wspomniałam już o kilku ciekawych aspektach, którymi zainteresowała mnie marka Shedor, ale nie mogę nie wspomnieć jeszcze o dwóch, obok których nigdy nie przejdę obojętnie. To oczywiście opakowania kosmetyków oraz ich zapach. Nie są to kwestie najważniejsze, ale nikt mi nie wmówi, że podśmierdujący krem w brzydkim opakowaniu to coś, na co czeka współczesna konsumentka. Tutaj marka Shedor spisała się na medal, bo zapach kremów jest subtelny, ale piękny. A opakowania najwyższej jakości. Szczególnie cenię sobie opakowania z pompką czy innego typu dozownikiem, dlatego już cieszę się na myśl o rozpoczęciu stosowania energizującego nektaru. Póki co korzystam z kremu Revitalizing Supreme, więc nektar musi poczekać chwilę na swoją kolej. Kiedy będę już miała wyrobione na jego temat zdanie to możecie spodziewać się recenzji. Nie ukrywam, że liczę na wiele i mam nadzieję, że się nie rozczaruję. Oby piękna otoczka marki szła w parze z widocznymi efektami na skórze.

A teraz zostawiam Was ze zdjęciami z eventu, miłego oglądania!

Shedor 9

Shedor 2

Shedor 1

Shedor 7

Shedor 8

Shedor 10

Pozdrawiam,

Logo CallMeBlondieee

POST NIE JEST SPONSOROWANY.

Ps. Wyedytowałam przez chwilą filmik, który nagrałam przed wyjazdem, ale niestety internet w Starbucks jest tak lichy, że mimo wielokrotnych prób  nie mam możliwości przesłania go:/ Możecie się więc spodziewać go na moim kanale jutro późnym wieczorem, kiedy będę już w swoim mieszkanku:) 

Ps. 2 Zdecydowanie jestem domatorem – 2 dni poza domem i już mnie nosi! 😀

Ps. 3 Dziękuję za uwagę i uciekam na spotkanie.

Ps. 4 Lubicie czytać tego typu posty z relacjami z eventów?

Ps. 5 To już naprawdę koniec, obiecuję!

Buziaki,

Basia

Shedor 5