♥︎ ZWIEDZANIE RZYMU ♥︎ // 48H & 1000PLN //
Kochane ♥︎
Choć droga do realizacji, rozpoczętego przeze mnie kilka lat temu, projektu #onelifeallcapitals jest długa, to nie osiągnięcie celu, a sama droga, która do niego prowadzi stanowi wartość nadrzędną. Jestem przekonana o tym, iż w przyszłym roku będę mogła się poszczycić zaliczeniem połowy z 46 europejskich stolic, a ostatnia ze zdobytych do owego półmetku znacznie mnie zbliżyła. Jak każda podróż, wniosła do mojego życia pewną wartość dodaną i pozostawiła w pamięci niezapomniane przeżycia. Choć jestem zdania, iż fundusze przeznaczone na poznawanie świata zawsze są doskonałą inwestycją, trudno jest mi przychylić się do panującego w PL przeświadczenia, że są one dostępne tylko dla osób niebywale majętnych. Stąd pomysł na cykl wpisów // 48H & 1000PLN // w których będę się dzielić z Wami sposobami na to, aby weekend spędzony w jednej z europejskich stolic obfitował w atrakcje, a jego łączny koszt nie przekroczył granicy 1000PLN. Jesteście gotowe na ZWIEDZANIE RZYMU?
Ze względu na panujący w Wiecznym Mieście klimat subtropikalny typu śródziemnomorskiego, zwiedzanie Rzymu może okazać się prawdziwą przyjemnością bądź totalnym utrapieniem. Jeśli nie czujecie się na siłach, aby w ponad 40 stopniowych upałach zaznajamiać się z urokami miasta, zachęcam do zaplanowania sobie weekendu wiosenną lub jesienną porą. Kiedy leżąc w hotelowym łóżku, przeglądając zdjęcia natrafisz na te z kraju, gdzie obserwowane przez Ciebie osoby będą żalić się na mroźną aurę, Ty otworzysz okiennice swojego apartamentu, a przywita Cię słoneczna pogoda. Kilkanaście stopni, być może nawet 20, jak to było w naszym przypadku. Natychmiastowa poprawa humoru gwarantowana ♥︎. A to nie koniec urlopowych czasoumilaczy! Czeka na Ciebie wspaniała włoska kuchnia z owocami morza, pastami, pizzami i lodami na czele, a także niesłychanie ciekawa dawka historii. Wygospodaruj więc 48 godzin, nie więcej niż 1000PLN i skorzystaj z ↓↓↓ planu!
W kwestii daty wyjazdu, byłyśmy (z moją przyjaciółką Weroniką) zgodne. Uwarunkowana była ona ceną biletów lotniczych oraz upatrzonego hotelu. Kiedy więc te dwie zmienne przyjęły korzystne w naszym mniemaniu wartości, wystarczyło je zabookować. Rezerwacje wykonane z kilkutygodniowym wyprzedzeniem, pozwoliły na zakup biletów lotniczych (wraz z wyborem konkretnych miejsc oraz stosownym pierwszeństwem) za cenę > 250PLN/os, a 4✭ hotelu Stay Inn Rome (usytuowanego przy Via del Corso 81) > 350PLN/48h. Lokalizacja hotelu była dla nas kwestią kluczową, bowiem Via del Corso daje ogrom możliwości o każdej porze dnia i nocy. Czynne od świtu (kuszące pyszną latte oraz świeżym croissantem) śniadaniownie, wyśmienite restauracje, najlepsze lodziarnie, butiki światowych projektantów dla zainteresowanych modą, piękne Schody Hiszpańskie czy tak przyziemna bliskość stacji metra (linia A → stacja Spagna).
Swój wyjazd rozpoczęłyśmy bardzo wczesną porą, dzięki czemu już w godzinach południowych zmierzałyśmy w stronę Rzymu podstawionym z lotniska Ciampino busem (45 min), który swą drogę kończy na dworcu Termini. Stamtąd udałyśmy się metrem (linia A → stacja Termini) w kierunku Piazza di Spagna, do którego dotarłyśmy w kilka minut. Po zostawieniu bagaży w hotelowym pokoju i odświeżeniu się ruszyłyśmy na podbój miast. Miast, bowiem pierwsze swe kroki skierowałyśmy w kierunku Watykanu (linia A → Ottaviano San Pietro – Musei Vaticani).
Watykan, przez wielu uznawany za kwintesencję Wiecznego Miasta. Ponad 2000letnia historia miejsc, jest doskonałym ucieleśnieniem występujących zmian na każdym polu. Historycznym, politycznym, a przede wszystkim religijnym. Watykan, choć przyciągający niemal 40 milionów turystów w skali roku, sam liczy niespełna tysiąc mieszkańców, co sprawia, iż jest najmniejszym niepodległym państwem świata. Liczba napływających pielgrzymów dziwić jednak nie może, gdyż każdy katolik choć raz powinien złożyć ręce do modlitwy w zapierającej dech w piersiach Bazylice św. Piotra. Jest ona czołowym dziełem architektury renesansu i baroku, gdyż wzniesiona została w latach 1506 – 1626. Swoje prace wykonał w niej m.in. Michał Anioł, Gianlorenzo Bernini, Alessandro Algardi. Będąc w niej, naprawdę warto ujrzeć je na własne oczy. W moim mniemaniu ołtarz, skarbiec i groty watykańskie, w których mieszczą się groby papieży (w tym naszego Jana Pawła II) to plan minimum. Swój czas warto poświęcić także na zajście do Muzeów Watykańskich z Kaplicą Sykstyńską na czele (15€). Nasze popołudniowe zwiedzanie postanowiłyśmy zakończyć szatańskim, jak się później okazało, planem. Nie mogłyśmy podarować sobie wejścia na kopułę Bazyliki św. Piotra, więc żadna z nas nie miała obiekcji, aby znaleźć się na jej szczycie. Do niego prowadzą 2 drogi, z których pierwsza obejmuje wjazd windą oraz nieznaczne podejście wiodącymi na górę schodami (8€). Druga zaś, ta obrana przez nas, wiedzie schodami w znacznej liczbie, wynoszącej 551 stopni (6€). Nie ona była jednak kluczowa, bowiem obie cieszymy się świetną formą fizyczną. Nikt jednak nie zdążył uświadomić nas, że na szczyt kopuły, momentami wiedzie bardzo, bardzo, bardzo wąska droga. Wąskie, pozbawione powietrza korytarze to zdecydowanie nie nasze klimaty, jednak widok Placu św. Piotra w promieniach zachodzącego słońca wynagrodził trud. Jako, że oprócz doznań duchowych, miałyśmy ochotę na te cielesne, oczywistością stała się wizyta w absolutnie najlepszej lodziarni w Rzymie. Dzień zakończyłyśmy długim spacerem po centrum Wiecznego Miasta.
Kolejny dzień rozpoczęłyśmy o wczesnej porze, plan zwiedzania był bowiem dość napięty. Kiedy po otwarciu drewnianych okiennic naszym oczom ukazało się budzące do życia miasto, słoneczna aura, momentalnie nabrałyśmy ochoty na rychłe opuszczenie hotelowego apartamentu i rozpoczęcie nowego, pełnego wrażeń, dnia! Nie zapomniałyśmy jednak o pysznym śniadaniu, aby energia oraz dobry nastrój nas nie opuszczały.
Po śniadaniu, swe kroki skierowałyśmy do metra (linia A → stacja Spagna). Po przebyciu 3 stacji (linia A → stacja Termini), zmieniłyśmy linię na B i udałyśmy się w kierunku Koloseum (linia B → stacja Colosseo). Nie sposób nie dostrzec tego najbardziej charakterystycznego symbolu Rzymu, gdyż jawi się on już przy wyjściu z metra. Koloseum, wzniesione w 72 r. na zlecenie cesarza Wespezjana, było areną brutalnych walk gladiatorów i igrzysk z udziałem zwierząt. Walki były dostępne dla publiczności bez konieczności uiszczania dodatkowych opłat, cieszyły się więc ogromnym zainteresowaniem. Zazwyczaj aranżowano je w sposób teatralny, aby nieco złagodzić okrucieństwo. W czasie pierwszych stu dni igrzysk zginęło ok 5 tysięcy zwierząt, z jakim więc efektem brutalność owego spektaklu była łagodzona, każdy może odpowiedzieć sobie we własnym zakresie. Szczęśliwie, organizacja igrzysk została zakazana kilkaset lat później.
Po opuszczeniu Koloseum, podążając Via dei Fori Imperiali dotarłyśmy do najstarszego placu miejskiego w Rzymie, jakim jest Forum Romanum. Otoczony sześcioma wzgórzami, począwszy od Kapitolu, poprzez Palatyn, Celius, Eskwilin, Wiminał, na Kwirynale kończąc. Ogromna przestrzeń i stwarzające wrażenie chaosu, nagromadzenie ruin było kiedyś wspaniałym skupiskiem świątyń, hal targowych, dziedzińców i łuków triumfalnych. Forum Romanum stanowiło miejsce odbywania się najważniejszych uroczystości publicznych, obecnie jest jedynie zabytkiem archeologicznym. Mnie osobiście nie zachwyciło, dlatego nie spędziłyśmy na jego zgłębianiu zbyt wiele czasu.
Kolejnym punktem naszego planu były położone na południowym wschodzie termy. Dlatego też najpierw Via di San Teodoro, a później Via dei Cerchi i Via delle Terme di Caracalla udałyśmy się w kierunku Term Karakalli. Owe termy, wzniesione za panowania Marka Aureliusza, były największymi termami rzymskimi. Obejmowały obszar 11ha, na którym mogło jednocześnie przebywać kilka tysięcy osób. Ich nowoczesność, biorąc pod uwagę, iż powstały 2 tysiące lat temu, totalnie zachwyca. Do pomieszczeń wewnętrznych prowadziła szatnia, za którą znajdowała się palestra, w tej natomiast odpowiednik dzisiejszej sali gimnastycznej. Z palestrą sąsiadowały sale masażu i wypoczynku, a także kompleks ogrzewany, którego integralną częścią były rozległe sauny. Ewidentnie, nowoczesne w naszym mniemaniu parki rozrywki wodnej, mogą się ze wstydu schować i zakończyć działalność.
Termy Karakalli oraz piękna aura, która nam towarzyszyła podczas ich zwiedzania, tak nas rozochociły, że postanowiłyśmy udać się na dłuuugi spacer. Małymi krętymi uliczkami, zmierzałyśmy jednak powolnie w kierunku Fontanny di Trevi. Być może nie powinnam pozwalać sobie na dygresję o tak negatywnym zabarwieniu, ale nie mogę sobie jej odmówić. W końcu jestem u siebie! Fontanna di Trevi to dla mnie najbardziej przereklamowany zabytek Wiecznego Miasta. Fontanna, której budowa została ukończona w 1762 roku, stanowi uhonorowanie wpływu słodkiej wody do miasta. Swą nazwą nawiązuje do zbiegu Aqua Vergine, Aqua Virgo oraz jednego z odrestaurowanych akweduktów z czasów starożytnych. Centralną postacią fontanny jest oczywiście Neptun, potężny bóg mórz. Każdy z jego woźniców prowadzi rumaka. Jeden z nich, ten niespokojny, symbolizuje burzliwą toń mórz i oceanów, a drugi, o łagodnym usposobieniu, uosabia spokojne wody rzek i jezior. Rzeźba jest piękna, trudno z tym dyskutować, natomiast jej umiejscowienie niezbyt szczęśliwe. Niewielki plac skupia tysiące turystów i obwoźnych handlarzy. Cóż się jednak dziwić skoro niemal każdy z przyjezdnych, zgodnie z tradycją musi wrzucić do fontanny monetę (ma ona zapewnić ponowny przyjazd do Rzymu), dwie (romans) lub trzy (ślub). O ile nie zdarzyło mi się zauważyć chętnych na ostatnią opcję, o tyle pierwsza oraz druga są niezwykle popularne!
Ostatnim już punktem tego dnia, który miałyśmy do zrealizowania, były oczywiście Schody Hiszpańskie. Na ich szczycie, na który wiedzie 137 stopni, znajduje się piękny taras z egipskim obeliskiem z ogrodów Sallusta. Ze szczytu schodów rozpościera się widok na Piazza di Spagna, kościół Trinita dei Monti i Via del Babuino czy Villa Medica. U podnóża Schodów Hiszpańskich na zainteresowanych czeka wyjątkowa herbaciarnia, a także butiki projektantów.
Po wizycie w jednym z butików i kupnie małego czarnego pudełeczka z jakże fantastyczną zawartością, udałyśmy się na Via della Croce, do lodziarni oferującej absolutnie najpyszniejsze lody w całym Rzymie! Nawet na największych torturach nie wyjawię ile wizyt zaliczyłyśmy w słynnej Venchi, bo #whathappensinRomestaysinRome ♥︎. Wieczór upłynął nam na plotkowaniu i zajadaniu się kasztanami w hotelowym apartamencie. Następnego ranka, przyszło nam niestety wracać do domu. Zalążek kolejnego wyjazdu pojawił się już jednak w głowie. Plan na przyszły rok powoli zaczyna już nabierać wyraźnych kształtów. Jakie kierunki obstawiacie?
Dziękuję Wam pięknie za uwagę!
Mam nadzieję, że moja relacja ♥︎ ZWIEDZANIE RZYMU ♥︎ // 48H & 1000PLN // przypadła Wam do gustu.
♥︎
POST NIE JEST SPONSOROWANY.
KOSZTY WYJAZDU ZOSTAŁY PONIESIONE PRZEZ NAS.
Dla zainteresowanych zostawiam poniższy wykaz poniesionych wydatków ↓↓↓
→ Bilety lotnicze (wraz z wykupieniem miejsc oraz stosownym pierwszeństwem) = 250zł/os.
→ Transport z lotniska (Shuttle Bus lub Terravision) = 8-9€/2 strony
→ Transport miejski (Metro) = 7€/24h lub 1.50€/100min.
→ Zakwaterowanie (Hotel Stay Inn Rome) = 350zł/2 doby
→ Zwiedzanie Bazyliki św. Piotra = wejście bezpłatne
→ Zwiedzanie Muezów Watykańskich / Kaplicy Sykstyńskiej = 15€
→ Wjazd na Kopułę Bazyliki św. Piotra = 8€ / Wejście = 6€
→ Karta turystyczna (#Archeologia Card, obejmująca zwiedzanie Koloseum, Forum Romanum, Palatynu, Term Dioklezjana czy Karakalli) = 25€
→ Posiłki: #śniadanie, np. sok wyciskany z pomarańczy & croissant = 6-8€ / #obiad, np. pizza bądź pasta z lampką wina = 10-18€ / #lodywVenchi = 7€/2 gałki / #kasztany = 5€/12 sztuk
→ Towarzystwo przyjaciółki = BEZCENNE ♥︎