My biggest dream came true! CMB x Linda Juhola ♥︎♥︎♥︎

Podróże, Polecam

Heeej kochani!

Dzisiaj przychodzę do Was z wpisem bardzo osobistym, do którego zapewne wkradnie się nutka chaosu. Zwykle nie zdarza mi się być osobą roztrzepaną, nadmiernie podekscytowaną czy mającą trudności z przekazaniem swoich odczuć. Mimo, iż sytuacja, do której będę się dzisiaj odnosić miała miejsce kilka dni temu, gdyż wydarzyła się w sobotnie popołudnie, nadal towarzyszą mi ogromne emocje, kiedy tylko sobie o niej przypomnę. To właśnie w ubiegły weekend spełniło się moje największe marzenie i było mi dane poznać osobę, którą podziwiam ➤ skandynawską blogerkę i wspaniałą dziewczynę, którą dla mnie, bez dwóch zdań, jest Linda Juhola.

Bloga Lindy odkryłam za czasów początku moich studiów, było to zatem dobre kilka lat temu. Wtedy blogowanie w naszym kraju dopiero raczkowało, więc był to dla mnie powiew świeżości i nowości, w którą na dobre się zagłębiłam. Marzyłam wtedy, aby tak jak Linda, dzielić się ze swoimi czytelnikami przemyśleniami, radami czy stylizacjami, jednak założenie strony z prawdziwego zdarzenia zdecydowanie przekraczało moje ówczesne możliwości finansowe. Skupiłam się więc na tworzeniu treści w formie video i rozpoczęłam swoją przygodę z serwisem YouTube. W głębi serca marzyłam jednak o tym, aby kiedyś stworzyć swojego bloga i mieć choć niewielką grupkę odbiorców, z którymi z przyjemnością będę go współtworzyć. Z biegiem tygodni, miesięcy i lat, Linda przestała być dla mnie jedynie kreatorką swojego bloga i fashion guru, a zaczęłam się łapać na tym, że bliżej było mi do określenia jej jako mojej wirtualnej przyjaciółki. Fakt, nie znałam jej osobiście, ale poprzez codziennie zaglądanie na bloga, poczułam, że w pewien sposób jestem z nią związana. Zrodziło się wtedy w mojej głowie marzenie, że chciałabym ją poznać. Jego realizacja wydawała mi się totalnie oderwana od rzeczywistości. Doskonale zdawałam sobie sprawę z jakim wydatkiem wiąże się wyjazd do Sztokholmu. Ponadto wcale nie miałam pewności czy Linda będzie w ogóle miała ochotę poświęcić swój wolny czas na spotkanie z jedną z tysięcy czytelniczek i całkowicie obcą dla siebie osobą. 

Przez kilka miesięcy wahałam się, rozpoczynałam pisać wiadomość i kasowałam ją na przemian. Byłam totalnie zawstydzona, a to uczucie do tej pory było mi zupełnie obce. Nie poznawałam siebie i zastanawiałam się jak to możliwe, że ja, osoba pewna siebie, czuję się onieśmielona. Nigdy w życiu nie miałam problemów z nawiązywaniem kontaktów z rówieśnikami, ale też nigdy w życiu nikogo nie podziwiałam i nie stawiałam sobie za wzór. Nad moim łóżkiem nie wisiały podobizny gwiazd, co więcej przez te wszystkie lata nie miałam swojego idola czy idolki. Jak się domyślacie z czasem się to zmieniło. Pod koniec października wzięłam się w garść i doszłam do wniosku, że lepiej żałować, że coś się zrobiło niż żałować, że w swych działaniach było się biernym. W ostatnim dniu października wysłałam jej maila o następującej treści:

CMB x Linda Juhola 5

Teraz z pewnością sformułowałabym go w inny sposób i z większą dbałością o język i starałabym się uniknąć błędów, które się wkradły, ale wtedy postanowiłam skorzystać z chwilowego przypływu odwagi i po prostu go wysłałam. Tak, aby nie było już odwrotu. Oprócz powyżej treści, zamieściłam również niezbędne do identyfikacji mojej osoby linki. Nie napisałam jednak całej prawdy, a mianowicie, że przyjazd do Sztokholmu w podanym terminie uzależniam od jej odpowiedzi. Nie chciałam wywierać niepotrzebnego nacisku. Przez tydzień nie otrzymałam żadnej odpowiedzi i temat odpuściłam. Kiedy jednak kilka dni później zaglądając do swojej skrzynki ujrzałam odpowiedź zwrotną, przysięgam że nikt z towarzyszących mi wtedy osób nie mógł zrozumieć czy moje zachowanie spowodowane było atakiem szału czy atakiem serca. Gdyby ktoś mnie wtedy nagrał to milion odsłon w ciągu pierwszych 24 godzin od publikacji miałby murowane. Jesteście ciekawe jaka była treść maila, którą otrzymałam? Z szacunku dla Lindy i zważywszy na poufność korespondencji nie chcę jej publikować, ale po mojej reakcji domyślacie się, że była dla mnie baaardzo satysfakcjonująca. Linda napisała, że jest jej niesamowicie miło, że darzę ją tak ogromną sympatią i że spotkanie z osobą, która od tak dawna śledzi jej poczynania będzie wspaniałe. 

Cały miesiąc, który dzielił mnie od naszego spotkania, miałam wrażenie, że był rozciągnięty w czasie, kiedy jednak w piątek zdzwoniłyśmy się i ustaliłyśmy konkretną godzinę i miejsce spotkania ogarnęło mnie takie przejęcie, że nie byłam w stanie w ogóle położyć się spać. Z vloga, którego nagrałam podczas wyjazdu, będziecie mogły dowiedzieć się więcej o tym, jakie uczucia w danym momencie mi towarzyszyły, ale naprawdę nie poznawałam siebie. Kiedy wybiła godzina 14 serce waliło mi 10 x bardziej niż przed najtrudniejszym egzaminem na studiach. Jak się zaledwie 5 minut później okazało moje obawy były bezpodstawne. Linda na żywo i Linda na blogu to jedna i ta sama wspaniała dziewczyna. Uśmiechnięta, radosna, pewna siebie, ale nie zadzierająca nosa, inteligenta i ponadprzeciętnie piękna. Dokładnie taka, jaką przez lata ją postrzegałam, a przy bliższym poznaniu zyskała jeszcze więcej. Doskonale nam się rozmawiało, a spędzone wspólnie niemal 3 godziny, minęły zdecydowanie zbyt szybko. W swojej rozmowie poruszałyśmy cały przekrój tematów. Od wspólnej pasji i pracy, na podróżach i związkach kończąc. Obie czułyśmy się jak na spotkaniu z dobrą przyjaciółką, w której towarzystwie czas mija jak szalony. Kiedy zobaczyłam, którą mamy godzinę, przeprosiłam ją, że zabrałam jej aż tyle czasu, a ona z uśmiechem dodała, że to dopiero początek znajomości, którą ma nadzieję kontynuować. Po zjedzonym w ekologicznej knajpce (Koloni) lunchu, udałyśmy się na spacer, po czym z uśmiechem od ucha do ucha wróciłam do pokoju hotelowego i wypowiedziałam jedno zdanie ➤ moje największe marzenie właśnie się spełniło i teraz mogę już wracać do domu. 

CMB x Linda Juhola 2

CMB x Linda Juhola 3

CMB x Linda Juhola 4

Poznanie Lindy było dla mnie ogromnym przeżyciem, którego nigdy nie zapomnę, a kontakt, który utrzymujemy po raz kolejny pokazał mi, że trzeba dążyć do spełniania swoich marzeń, nawet jeśli wydawać się one mogą tak nierealne czy odległe. Dlatego zachęcam Was moje kochane do działania i sięgania po swoje marzenia. Jeśli moje się spełniło, to z czasem i Wasze stanie się rzeczywistością. Bardzo w to wierzę i mocno trzymam za Was kciuki! 

Dziękuję Wam serdecznie za uwagę i zgłębienie kolejnego długiego wpisu. Mam jednak nadzieję, że cieszycie się razem ze mną, w tym wyjątkowym dla mnie czasie ♥︎♥︎♥︎.

Dajcie znać czy domyśliłyście się jakie marzenie głębiło się w mojej głowie ♥︎♥︎♥︎.

Buziaki,

Logo CallMeBlondieee

POST NIE JEST SPONSOROWANY.

Ps. Jeśli Linda Juhola i jej blog przez cały czas są Wam obce to gorąco zachęcam do zajrzenia tu ➤ www.lindajuhola.com

I can’t imagine this post to be completed without big thanks to you Linda! 

Because of you, my biggest dream came true and I’m extremely honored and thankful that you dedicate few hours of your free time to our meeting. It was such a pleasure to get to know you better and find out that you are the same awesome girl as I perceived you from the blog. You’re beautiful inside and outside, and you’re a role model for me. So never give up an amazing work that do and publish as many post for your permanent readers, followers and fans as you can. 

With big hugs from Poland,

Basia

Callmeblondieee

♥︎♥︎♥︎

 

CMB x Sztokholm ➤ relacja z wyjazdu ♥︎

Podróże, Polecam

Heeej kochani!

Wracam, wewnętrznie bogatsza o dwa doświadczenia i dwa ogromne marzenia, które w ciągu zaledwie dwóch dni udało mi się spełnić. Plany związane z publikacjami, jak zwykle rozbuchane, mam jednak nadzieję, że uda mi się w tym tygodniu zaprosić Was do zgłębienia 3 wpisów oraz filmu nawiązującego do minionego, jakże wyjątkowego dla mnie, weekendu. Celem mojej podróży był, jak już kilka tygodni temu wspominałam, Sztokholm.

Sztokholm ➤ stolica Szwecji, największe miasto tego kraju i dom dla niespełna miliona osób. Przyjmuje się, że jego początki sięgają 1252 roku, kiedy to zostało założone przez księcia Birgera Magnussona, który w miejscu połączenia słodkich wód jeziora Melar (Mälaren) ze słonymi wodami Bałtyku, wybudował twierdzę. Jej zadaniem była obrona wnętrza miasta od strony morza. Miasto początkowo obejmujące obszar jedynie jednej wyspy (Gamla stan), z czasem przysposobiło kilkanaście kolejnych. Obecnie położone jest na 14 wyspach, które łączy 57 mostów. Ich mnogość, a także zabudowa miasta, która jest niesamowicie spójna sprawia, że plan miasta w torebce to totalny niezbędnik każdego turysty. W takowy byłam zaopatrzona, więc byłam gotowa na spełnienie jednego z dwóch marzeń i zwiedzenie tego wspaniałego miasta.

Do Sztokholmu dostać można się korzystając z  kilku środków transportu, z których najtańszym i najpopularniejszym jest oczywiście lot samolotem. Na taką opcję się zdecydowałam, a raczej zdecydowałyśmy. Moją towarzyszką podróży była Dorota (@olfaktoriapl). Korzystając z PL LOT, wybrałyśmy rejs o możliwie najwcześniejszej godzinie, dzięki czemu już o 9 rano doleciałyśmy na lotnisko Arlanda. Owe lotnisko oddalone jest od centrum miasta o 45km, a podróż upływa niesamowicie szybko dzięki doskonałemu połączeniu kolejowemu – Arlanda Express. Nie jest to opcja najkorzystniejsza pod względem ekonomicznym, gdyż bilet ulgowy, uprawniający do podróży w obie strony to koszt 300, a normalny 530 koron. Jest jednak światełko w tunelu, zwłaszcza dla osób w moim wieku lub młodszych – bilet ze zniżką może kupić każda osoba do 25 roku życia, zatem udało mi się z niej skorzystać, huraaa! Korzystając z pociągu Arlanda Express do centrum Sztokholmu, w którym zlokalizowany był nasz hotel (Radisson Blu Royal Viking) dotarłyśmy w 20 minut, co przy wyjeździe zaplanowanym na mniej niż 48 godzin, okazało się być ogromną zaletą. Dzięki temu już w godzinę od dotarcia na lotnisko, byłyśmy gotowe na pierwszy kontakt ze stolicą Skandynawii. 

Jej zwiedzanie, jak na turystki przystało, zaczęłyśmy od Starego Miasta (Gamla stan). Miejsce to miało zostać zrównane z powierzchnią ziemi i stać się wymarzoną powierzchnią dla nowoczesnych gmachów budynków, na całe szczęście udało się je przed takowymi działaniami uchronić. Dzięki temu można zaliczyć spacer małymi uliczkami, które szczególnie o tej porze roku są przepięknie przyozdobione i oświetlone, co tworzy niesamowity nastrój. Zmrok zapada już przed godziną 15, zatem czasu na poczucie klimatu miasta nie brakowało. Jednak przed wałęsaniem się klimatycznymi uliczkami, zdecydowałyśmy się na zwiedzenie Pałacu Królewskiego (Kungliga Slottet)

CMB x Sztokholm 2

CMB x Sztokholm 3

CMB x Sztokholm 4

CMB x Sztokholm 5

CMB x Sztokholm 6

CMB x Sztokholm 7

CMB x Sztokholm 8

CMB x Sztokholm 9

CMB x Sztokholm 10

CMB x Sztokholm 11

CMB x Sztokholm 12

CMB x Sztokholm 13

Kungliga Slottet to największy wciąż użytkowany pałac na świecie. Wykorzystywany jest przez głowę państwa – króla Karola XVI Gustawa. Nie stanowi co prawda miejsca zamieszkania rodziny królewskiej, gdyż ta przeprowadziła się do innej posiadłości w Drottningholms slott, jednak nadal nie został sprowadzony jedynie do funkcji opustoszałego muzeum. Budowa Kungliga Slottet trwała niemalże 60 lat, a więc o 54 dłużej niż się spodziewano. Dlatego też dopiero w 1754 roku pałac mógł zostać zamieszkany przez króla Adolfa Fryderyka i jego bliskich. Nie dysponuję informacjami, jak to możliwe, że czas budowy został określony na 6 lat, ale biorąc pod uwagę rozmiary inwestycji to zdecydowanie nie mogła się jej realizacja udać w określonym terminie. W pałacu dostępnych jest ponad 600 pomieszczeń, na które składają się królewskie apartamenty, apartamenty dla rycerzy, strażników i służby, a także skarbiec, zbrojownia, kaplica czy imponujących rozmiarów sala tronowa. Uważam, że poznanie skarbów, które kryją królewskie apartamenty (Representationsvåningarna) czy Skarbiec (Skattkammaren) to wartość nie do wycenienia. Uważam, że to nieodłączony punkt poznawania miasta i nie wyobrażam sobie, abyśmy mogły go sobie odpuścić i nie zaliczyć na pierwszym miejscu. Koszt biletu to 150 koron.

Po zwiedzaniu pałacu, na który poświęciłyśmy mnóstwo czasu, a także spacerowaniu po Gamla stan, udałyśmy się na obiad, a później także kawę i deser, które w połączeniu totalnie nas rozleniwiły. Późnym wieczorem wróciłyśmy do hotelu i postawiłyśmy na, jak nam się wydawało, odnowę ciała w strefie wellness. W planach miałyśmy wizytę w saunie i na basenie, co z tego wyszło zobaczycie na filmie.

Sobotę zaczęłam, jak zresztą zawsze, o nieprzyzwoicie wczesnej porze. Nie mogłam spać, jak zresztą zawsze, ale swój udział w takim, a nie innym przebiegu nocy miało z pewnością wydarzenie, które zaplanowałam na popołudnie. Nie ukrywam, że wiązało się ono dla mnie z ogromnym stresem, który, jak się po fakcie okazało, był zupełnie bezpodstawny. W tym miejscu z pewnością czekacie na informację, o tym co wywołało we mnie taaakie emocje, ale to zostawię sobie na jutro ♥︎♥︎♥︎.  Wrócę zatem do poznawania miasta, bo i w sobotę udało nam się poznać kolejne nowe dla nas miejsca. Moim marzeniem było zwiedzenie sztokholmskiego ratusza (Stadshuset), a także wdrapanie się na jego szczyt. To właśnie na wysokości 106 metrów zlokalizowany jest taras widokowy, z którego roztacza się wspaniała panorama miasta. Jak się niestety okazało, o tej porze roku takowej możliwości nie ma, choć mój przewodnik stanowił inaczej. Nie ukrywam, że nieco mnie to zbiło z tropu, ale na całe szczęście udało się nam kupić bilety na zwiedzanie ratusza w przewodnikiem. Dzięki temu dowiedziałyśmy się ogromu ciekawostek z tym miejscem związanych. Na gmach, projektu Ragnara Östberga, składa się 8 milionów cegieł, a prace konstruktorskie trwające aż 12 lat wiązały się z ogromnymi kosztami opiewającymi na 18 milionów koron. Nikt nie ma jednak wątpliwości, że inwestycja ta była uzasadniona, a włożony wysiłek się opłacił. Wewnątrz gmachu znajduje się m.in. sala obrad (Rådssalen), w której obraduje miejski parlament czy błękitna sala (Blå Hallen), która na przekór nazwie nie jest przepełniona kolorem niebieskim. Ściany błękitnej sali pozostawione zostały w stanie surowym, gdyż takie rozwiązanie zostało uznane za najbardziej estetyczne. Żałuję, że ominęła mnie podobno największa atrakcja Stadshuset – złota sala (Gyllene Salen). Jej ściany pokryte są mozaiką złożoną z 19 milionów szklanych płytek i złotych płatków, co daje efekt ścian pokrytych złotem od sufitu aż do podłogi. Środek północnej ściany stanowi wizerunek Mälardrottningen, znanej z baśni królowej jeziora Melar. Niestety nie było mi tego dane ujrzeć na własne oczy, ale z pewnością jeszcze taka okazja się pojawi, gdyż do Skandynawii, Szwecji i finalnie Sztokholmu planuję przyjechać, nie później niż latem przyszłego roku. 

CMB x Sztokholm 14

CMB x Sztokholm 15

CMB x Sztokholm 16

CMB x Sztokholm 17

CMB x Sztokholm 18

CMB x Sztokholm 19

CMB x Sztokholm 20

CMB x Sztokholm 21

CMB x Sztokholm 22

CMB x Sztokholm 23

CMB x Sztokholm 24

CMB x Sztokholm 25

CMB x Sztokholm 26

CMB x Sztokholm 27

Jestem absolutnie oczarowana zabudową miasta, jego klimatem i świątecznym wystrojem. Cieszę się, że na taki, a nie inny termin się zdecydowałam, jednak letnią porą mogłabym zobaczyć zdecydowanie więcej. Dlatego też inne atrakcje miasta, które mam na swojej liście, tj. muzeum Vasa (Vasamuseet) czy wycieczkę do Drottningholm zrealizuję w przyszłym roku, kiedy postaram się przyjechać na dłużej, aniżeli jedynie skrócony weekend. Wyjazd, mimo iż krótki,  okazał się jednak strzałem w 10 i to, co miało miejsce w sobotnie popołudnie, sprawiło, że wszystkie poniesione z nim koszty były warte zachodu. 

Jakie było moje absolutnie największe marzenie, o którego realizacji marzyłam od kilku lat, a spełniło się właśnie w sobotnie popołudnie?

O tym napiszę w kolejnym poście, choć obawiam się, że nadal nie jestem w stanie opowiedzieć o nim na chłodno, z takimi emocjami się wiązało. ♥︎♥︎♥︎

Dziękuję Wam serdecznie za uwagę!

Dajcie znać czy Szwecja i jej stolica jest na Waszej liście do zobaczenia czy inne zakątki świata Wam się marzą?

Buziaki,

CMB x Sztokholm

POST NIE JEST SPONSOROWANY.

Wyjazdowy niezbędnik ➤ CMB x Sztokholm

Moda, Podróże, Uroda

Heeej kochani!

Do tak długo wyczekiwanego przeze mnie wyjazdu do Sztokholmu zostały już mniej niż 24 godziny ♥︎♥︎♥︎. Jutro o tej porze będę na pokładzie samolotu, który przybliży mnie do spełnienia jednego, a być może nawet dwóch ogromnych marzeń. O swoich odczuciach związanych z samym lotem  pisać wiele nie muszę, gdyż doskonale wiecie, że posada stewardessy nie dla mnie. Dzisiaj skupię się zatem na wpisie, w którym omówię mój wyjazdowy niezbędnik, czyli niezawodny zestaw, bez którego nie wyobrażam sobie wyjazdu. 

1. Czapka (New Yorker) & Szalik (New Look). Mimo, iż bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie prognoza pogody na najbliższe dni, według której temperatura w ciągu dnia nie powinna spaść poniżej 0, to jednak zestaw zimowy jedzie ze mną. Bookując bilety lotnicze, obstawiałam, że o tej porze roku w Skandynawii będą tęgie mrozy, niezmiernie się jednak cieszę, że pogoda nie będzie taka sroga. 

2. Okulary przeciwsłoneczne (Louis Vuitton). Przydadzą się bez względu na pogodę, szczególnie, że zdarza mi się mrużyć oczy, co nie wpływa korzystnie na kondycję skóry wokół nich. Ponadto moje oczy są wrażliwe i bardziej wolałabym ich nie katować.

3. Dowód osobisty. 

4. Odpowiedni zasób SEK’ów. Obowiązująca waluta to korona szwedzka, a 1 korona to ± 0,47zł. 

5. Telefon (iPhone) & Słuchawki. Do tego zestawu powinnam dołożyć także ładowarkę, bo każdy telefon w moich dłoniach ulega magicznemu procesowi, nadzwyczaj szybkiego, rozładowania baterii. Ps. Macie może doświadczenia z tzw. bankami ładującymi? Od dłuższego czasu myślę o zakupie tego typu urządzenia i będę niesamowicie wdzięczna za info!

6. Styczniowy numer ulubionego kobiecego magazynu (Elle) & Organizer (Elle). Jak podróżować to tylko z Elle, jak tworzyć zapiski to tylko w organizerze.

7. Przewodnik & Mapa (Dumont). Bez nich ani rusz! Do Sztokholmu jadę po raz pierwszy, choć moja wybitna orientacja w terenie, a raczej jej brak, sprawia, że nawet gdyby to był już któryś wyjazd z kolei, byłyby to akcesoria niezbędne. Mam w nich zaznaczonych kilka miejsc, w które chcę się udać i bez których odwiedzenia nie uznałabym miasta za zwiedzonego. Ps. Jeśli byłyście kiedyś w Sztokholmie to każda rada będzie na wagę złota!

8. Aparat x 2 (Samsung & Canon). Jeszcze nie podjęłam decyzji czy pojadą ze mną oba aparaty czy tradycyjnie zdecyduję się jedynie na zabranie ze sobą lustrzanki. Mini aparat nie waży więcej niż 300g, zatem być może finalnie także on trafi do torebki.

9. Woda perfumowana (Giorgio Armani – Si). Noszę się z zamiarem zakupu nowych perfum, zapewne korzystając z dobrodziejstw strefy bezcłowej, zatem produktu o większym (aniżeli próbka) gabarycie mi nie trzeba. Moje typy poznacie w kolejnym wpisie.

10. Puder w kompakcie (Estee Lauder). Absolutna nowość w mojej kosmetyczce, której nie miałam jeszcze przyjemności stosować ani razu. Połączenie pudru oraz podkładu w kompakcie jest dla mnie ciekawe, zobaczymy czy ciekawie będzie się ono prezentować na mojej twarzy. Jeśli nie to możecie spodziewać się sporej dawki zdjęć skandynawskich krajobrazów w kolejnych wpisach.

11. Odświeżająca mgiełka do twarzy (Inglot). Oprócz tego, że moja skóra (szczególnie poza domem) lubi się niemiłosiernie przetłuszczać, to jednocześnie ma tendencję do przesuszania. Wszystko dzięki wyśmienitym warunkom panującym na pokładzie samolotu. O mgiełce stworzonej z myślą o cerze normalnej i suchej już wspominałam, więc jeśli macie ochotę na zapoznanie się z jej recenzją to zapraszam TU

12. Balsam do ust (Perfecta). Cieniutka skóra ust jest narażona na przesuszenie jeszcze bardziej niż skóra twarzy. Stawiam więc na jej nawilżanie i ochronę przed działaniem czynników atmosferycznych i na balsam, którego aplikacja jest dziecinnie prosta. 

13. Antybakteryjne mydełko do rąk w żelu (Bath&Body Works). Produkt w miniaturowym wydaniu, idealnym do torebki. Nie jestem za jego regularnym stosowaniem, ale w sytuacji awaryjnej warto go ze sobą mieć, podobnie jak chusteczki antybakteryjne, których na zdjęciu brak.

Te kilkanaście, zaprezentowanych na powyższym zdjęciu, rzeczy, wraz z lekami, najpotrzebniejszymi kosmetykami i ubraniami, składa się na mój wyjazdowy niezbędnik.

Jeśli Waszym zdaniem zapomniałam o czymś, co może okazać się istotne to dajcie znać w komentarzu, jeszcze jest czas na produkty uzupełniające, szczególnie, że nie zaczęłam się jeszcze pakować hahaha:D 

Bez jakich rzeczy Wy nie wyobrażacie sobie wyjazdu i co jest Waszym wyjazdowym niezbędnikiem?

Miłego dnia!

Buziaki,

OOTD Furry Friend 7

POST NIE JEST SPONSOROWANY. 

♥︎♥︎♥︎ Mikołajkowe rozdanie ♥︎♥︎♥︎

Polecam, Uroda

Heeej kochani!

Któż z nas, za czasów bycia małolatem, nie miał najdokładniej wypastowanych butów w wieczór poprzedzający szósty dzień grudnia? Wielu z Was zapewne nieobca będzie moja strategia wyboru największych butów z tej okazji. To właśnie do takiej pary zmieściło się najwięcej owoców, słodyczy czy innych drobnych podarków od św. Mikołaja/rodziców (zależnie od etapu wtajemniczenia). W moim rodzinnym domu to święto nigdy nie było hucznie obchodzone, a mimo to, radość z otrzymanych słodyczy była ogromna ♥︎♥︎♥︎. Przedziwna była moja satysfakcja płynąca z odgryzienia Mikołajowi głowy, ale to chyba nie jest odpowiedni wpis na przytaczanie takich anegdotek. Dzisiaj, wspólnie z marką The Body Shop przygotowałam dla Was Mikołajkowe rozdanie, w którym ani nie będziemy sprawdzać stopnia czystości Waszych butów, ani nie będziemy pytać o to kto był grzeczny.

Mikołajkowe rozdanie 2

Doskonale zdajemy sobie sprawę, że w kalendarzu mamy już 7 dzień miesiąca, ale jeśli ten wpis czyta właśnie ktoś, kto nie otrzymał nawet najmniejszego podarunku czy po prostu nie był grzeczny i w opinii bliskich na niego nie zasłużył, to może to niepowodzenie odbić sobie właśnie dziś! Do wygrania są 3 zestawy świąteczne o iście zimowych zapachach: Frosted Plum, Glazed Apple i Frosted Cranberry. Do Was należy wybór tego, który podoba się Wam najbardziej. Zatem śliwka, jabłko czy żurawina ma dołączyć do Waszej pielęgnacji? 

Mikołajkowe rozdanie 3

Mikołajkowe rozdanie 4

Mikołajkowe rozdanie 5

Mikołajkowe rozdanie 6

Mikołajkowe rozdanie 7

Mikołajkowe rozdanie 8

REGULAMIN ROZDANIA:

1. Konkurs przeznaczony jest dla czytelników bloga www.callmeblondieee.pl.

2. Aby wziąć udział w rozdaniu podaj nazwę wybranego przez siebie zestawu (Frosted Plum lub Glazed Apple lub Frosted Cranberry) i  napisz dlaczego powinien on trafić w Twoje ręce. 

3. Polub Fan Page marki The Body Shop Poland (TU), a także mój, jeśli jeszcze ten krok nie jest za Tobą (TU).

4. Na Wasze komentarze czekam do niedzieli (13 grudnia 2015 r.) włącznie. 

5. Wyniki zostaną ogłoszone na blogu, nie później niż w środę ( 16 grudnia 2015r.)

6. Nagrodę stanowią 3 zestawy kosmetyków marki The Body Shop (Frosted Plum, Glazed Apple i Frosted Cranberry), w skład których wchodzi żel pod prysznic (60ml), peeling do ciała (50ml), masło do ciała (50ml) oraz rozświetlający balsam do ciała (60ml), całość ukryta w przepięknych puszkach.

Gorąco zachęcam Was do wzięcia udziału, bo Mikołajkowe rozdanie nie wygra się samo!

Poza tym musicie docenić to, jak dzielnie walczyłam o to, aby mój przepiękny przyjaciel z Sopotu nie zwinął puszek i nie zniknął z ich zawartością w morskiej otchłani! 

Miłego wieczoru!

Buziaki,

call2

MIKOŁAJKOWE ROZDANIE JEST SPONSOROWANE PRZEZ MARKĘ THE BODY SHOP, KTÓREJ SERDECZNIE DZIĘKUJĘ ZA WSPANIAŁE ZESTAWY. 

MODEL PRACOWAŁ ZA DARMO ♥︎♥︎♥︎.

Mikołajkowe rozdanie 9

Mikołajkowe rozdanie 10

Mikołajkowe rozdanie 11