Pielęgnacja z Rossmanna: ZAKUPY - 40%

Uroda

Heeej kochani!

Bez dwóch zdań mogę określić się mianem speca od planowania. To czy ono zawsze jest sensowne i ma przełożenie na sukces to już inna sprawa:D Jak wiecie, bo cała blogo i vlogosfera aż huczy, od wczoraj, w każdym Rossmannie, produkty do pielęgnacji twarzy możemy kupić aż z 40% opustem. Do tej pory takie promocje obowiązywały jedynie na kosmetyki kolorowe, jednak tym razem po fali zakupoholizmu związanej z makijażem, przyszedł czas i na sferę pielęgnacyjną. Nie ukrywam, że ta promocja wpisała się w moje potrzeby zakupowe dużo lepiej, gdyż pielęgnacja z Rossmanna jest mi zdecydowanie bliższa aniżeli kolorówka. Nie jestem może fanką nakładania na swoją twarz kosmetyków takich marek jak Garnier, L’oreal czy Nivea, krótko mówiąc koncernowych marek zagranicznych. Często za pięknym opakowaniem i ślicznym zapachem stoi niewiele więcej, a nakładanie czegoś na naszą skórę dla samego czynu i zapachu, dla mnie, mija się z celem. Natomiast jeśli chodzi o polskie marki drogeryjne to sprawa ma się zupełnie inaczej. Z przyjemnością odkrywam perełki z logo Dr Irena Eris, Lirene, Soraya, Tołpa czy Yoskine. Dlatego też swoje zakupy pielęgnacyjne zaplanowałam już na pierwszy dzień obowiązywania promocji, tak aby wszystkie kosmetyki, które chciałam sobie sprawić były jeszcze dostępne. Jednak postawiłam na godziny wieczorne, gdyż byłam pewna, że po godzinie 20 dzikich tłumów już nie będzie. No i w tym wypadku akurat mój plan nie okazał się spektakularnym sukcesem, gdyż po wejściu do sklepu moim oczom ukazało się stado kobiet, które walczyły o ostatnie sztuki popularnych płynów micelarnych czy kremów. Było wesoło! Na całe szczęście nie ucierpiałam w walce, bo gdy inni szturmowali półki, ja kicnęłam sobie z boku i robiłam obczajkę z poziomu widzenia przedszkolaka hahahaha:D Nie wszystkie produkty, które chciałam kupić były już wieczorem dostępne, jednak plan minimum został wykonany. Potrzebowałam nowego kremu pod oczy i do twarzy oraz płynu micelarnego. Co sobie sprawiłam?

Tołpa Botanic Amarantus Nawilżający krem rozświetlający do twarzy

Tołpa Amarantus Nawilżający krem rozświetlający do twarzy

W teorii przeznaczony do skóry normalnej, suchej, odwodnionej i pozbawionej blasku. W praktyce wydaje mi się, że dla skóry suchej będzie zbyt mało treściwym produktem. Jego konsystencja jest lekka, zatem idealnie powinien spisywać się jako krem stosowany pod makijaż, ale raczej w pielęgnacji cery normalnej czy mieszanej. Główne jego działanie obok standardowego nawilżenia, to obiecywane przez producenta rozświetlenie. Jeśli moja zmęczona i wiecznie z widocznymi oznakami niewyspania twarz stanie się rozświetlona to z pewnością dam znać. Póki co mogę odnieść się jedynie do zapachu, który <jak to w przypadku Tołpy> jest specyficzny. Mnie nie porywa, ale myślę, że znajdzie zwolenników. Cena bez promocji to 29.99zł, obecnie kupicie go za 17.99zł / 40ml. 

Tołpa Botanic Amarantus Nawilżający krem rozświetlający pod oczy 

Tołpa Amarantus Nawilżający krem rozświetlający pod oczy

Kremy pod oczy z Tołpy uwielbiam i jeśli tylko ten z serii Amarantus sprawdzi się choć w połowie tak dobrze jak (niemal niedostępny) już Biały Hibiskus 30+ to będę zadowolona. Krem na nawilżać, uealastyczniać suchą i wrażliwą skórę pod oczami, a także delikatnie ją odświeżać i rozświetlać. Jeśli moje okolice pod oczami będą wyglądać lepiej niż obecnie, czytaj mniej tragicznie to chyba postawię mu pomnik hahahaha:D Cena bez promocji to 27.99zł, obecnie kupicie go za 16.79zł / 10ml.

Tołpa Botanic Amarantus Nawilżająca maska rozświetlająca

Tołpa Amarantus Nawilżająca maska rozświetlająca

Teoretycznie żadna z maseczek nie powinna być objęta promocją. Dlaczego zatem na wybraną przez siebie uzyskałam 40% opust? Nie wiem, ale to chyba powód do radości, a nie zadumy prawda? Nawilżająca maska rozświetlająca to produkt, po który sięgnęłam już kolejny raz z rzędu, gdyż jest bardzo wydajna, doskonale nawilża cerę i faktycznie nieco ją rozświetla. Saszetka (2 x 6ml), którą kupujemy za 7.99zł, obecnie za 4.79zł służy mi na 4 aplikacje, ale jej sobie nie żałuję. Oprócz twarzy korzysta również szyja, więc jeśli będziecie bardziej oszczędne, to może i na 6 aplikacji się załapiecie. 

Mixa Płyn micelarny przeciw przesuszaniu do suchej i bardzo suchej skóry twarzy i powiek

Mixa Płyn micelarny przeciw przesuszaniu

Ten gigant (400ml) to u mnie nowość. Do tej pory marka Mixa kojarzyła mi się jedynie z innym micelem z pompką, który nie był w stanie zmyć żadnego makijażu, nawet tego symbolicznego. Teraz robię drugie podejście i co prawda owy płyn zastosowałam dopiero raz, jednak z pewnością mogę powiedzieć, że do demakijażu oczu się sprawdza. Czy przy dłuższej znajomości okolicy oczu nie podrażni lub nie przesuszy to z pewnością dam Wam znać. Cena regularna to 22.99zł, obecnie 13.79zł.

I oto całe moje szaleństwo, czyli szaleństwo bez szaleństwa. Postawiłam głównie na produkty z Tołpy, gdyż ich cena regularna jest, jak na kosmetyki drogeryjne, dosyć wysoka w porównaniu do produktów innych marek.

Jestem ciekawa czy jesteście zadowolone z poczynionych przez siebie zakupów, a może dopiero wybieracie się do Rossmanna? Co sobie sprawiłyście bądź macie zamiar sprawić? Pielęgnacja z Rossmanna to coś na co lubicie czy stawiacie na inne produkty do twarzy?

Miłego dnia i udanych zakupów!

Buziaki,

Logo CallMeBlondieee

POST NIE JEST SPONSOROWANY,  A KOSMETYKI KUPIONE PRZEZE MNIE.

Leather Nude & Leather Black OOTD

Moda, Polecam

Heeej kochani!

Często na pytanie znajomych o to, jak minął weekend odpowiadam – normalnie. Zazwyczaj weekend zbytnio nie różni się dla mnie od standardowego tygodnia pracy. Dzisiaj z racji tego, że jest jeszcze bardzo wcześnie, takiego pytania nie usłyszałam, ale gdy tylko ktoś zadzwoni to odpowiem, że weekend minął fantastycznie. Długo wyczekiwana sobotnia impreza urodzinowa mojej mamy, była po prostu imprezą roku. Obstawiałam, że z racji stosunkowo wczesnej pory jej rozpoczęcia, towarzystwo o północy rozjedzie się do domów. Taaa:D Impreza skończyła się o 6. Tak, o tej rano. A dopowiem jeszcze tylko, że gdyby nie my ze swoimi mężczyznami, to podejrzewam, że średnia wieku gości oscylowałaby w okolicy 65 – 70 lat. Przyznajcie, że forma godna pozazdroszczenia! Tyle w temacie środka i końca weekendu, ale i jego początek nie rozczarował. Piątkowe popołudnie spędziłam z sister na evencie Kliniki Urody Eliksir, która w Restauracji Sowa świętowała swoje 8 urodziny. Miałam nadzieję, że korzystając ze spotkania, uda nam się zrobić zdjęcia stylizacji, abym miała materiał do nowego OOTD. Pogoda nie dopisywała, nadmiar czasu również, ale mimo niezbyt sprzyjających okoliczności dałyśmy radę. Oto Leather Nude & Leather Black OOTD!

Koszula – Zara (nowa kolekcja)

Skórzana kurtka – River Island (2014)

Skórzane spodnie – Topshop (2010)

Szpilki – Wojas (nowa kolekcja)

Kopertówka – Primark (nowa kolekcja)

Zegarek – Fossil (2011 / 2012)

Bransoletka – Mohito (2014)

Pierścionek – Michael Kors (2014)

OOTD Leather Nude & Leather Black 2

OOTD Leather Nude & Leather Black 3

OOTD Leather Nude & Leather Black 4

OOTD Leather Nude & Leather Black 5

OOTD Leather Nude & Leather Black 6

OOTD Leather Nude & Leather Black 7

OOTD Leather Nude & Leather Black 8

OOTD Leather Nude & Leather Black 9

Jak widzicie ostatnio lubuję się w bardzo prostych stylizacjach i mam nadzieję, że moja propozycja Leather Nude & Leather Black OOTD przypadnie Wam do gustu. 

Miłego tygodnia pełnego wrażeń i sukcesów!

Buziaki,

call2

POST NIE JEST SPONSOROWANY, A POKAZANE RZECZY KUPIONE PRZEZE MNIE.

NIE dla nudnych wnętrz, czyli nowości z DUKA

Polecam

Heeej kochani!

Nawet kapryśna majowa pogoda nie bywa ostatnio aż tak zmienna jak mój nastrój. Od pełnej ekscytacji i euforii do ataku szału i duszności w 5 minut. Gdybym jeszcze była w błogosławionym stanie to logicznego powodu takiego zachowania łatwo mogłabym się doszukać, a tak to muszę przyznać, że są ludzie, których głupota i przy tym nie do końca uczciwe zamiary są mnie, w mig, w stanie wyprowadzić z równowagi. Jest jednak światełko w tunelu, bo dzisiaj dostałam takie newsy, że mało co nie spadłam z krzesła i wygląda na to, że przyszły miesiąc wszystkie wcześniejsze niepowodzenia mi wynagrodzi. Dobra, ale to nie post o moich wahaniach nastroju. Choć przyznacie, że jest jedno skuteczne lekarstwo na szeroko pojęte niezadowolenie i my kobiety z nieskrywaną przyjemnością po nie sięgamy. Taaak, to zakupy! I dzisiaj właśnie zakupy poczynione w sklepie DUKA chcę Wam pokazać.

Duka goodies 3

Choć pisząc to jestem w szoku, ale w przyszłym miesiącu minie już rok od przeprowadzki do naszego mieszkania. I z myślą o tej okazji, postanowiłam dodać naszym wnętrzom nieco koloru. Oboje uwielbiamy minimalizm i stonowane barwy, dlatego też w mieszkaniu króluje biel i szarość. Te dwa kolory idealnie komponują się ze wszystkimi innymi, dlatego też stanowią doskonałą bazę do ewentualnych szaleństw w przyszłości. Wybranych przeze mnie produktów czy ich kolorów raczej szalonymi nie można określić, no ale coś zaczęło się dziać. A to już zdecydowanie sukces. Postanowiłam nasze ascetyczne cztery kąty nieco ożywić dodatkami w odcieniu bliżej nieokreślonym, ale oscylującym między miętą a turkusem. W końcu, przy okazji trzeciej już wizyty, w ciągu ostatnich kilku tygodni, w sklepie DUKA udało mi się poczynić zakupy. Jako, że obrusów nie uznaję to zdecydowałam się na bawełniany bieżnik (39.90zł) o wymiarach 40 x 140cm, który pochodzi z wiosennej kolekcji, a także na 4 siateczkowe podkładki (9.90zł) o wymiarach 30 x 45cm oraz 4 szklane lampiony – 2 mniejsze o wysokości 10cm (15.90zł) i 2 większe o wysokości 14cm (24.90zł). Wszystkie rzeczy, za wyjątkiem dwóch większych lampionów, możecie zobaczyć na zdjęciu. Natomiast owe lampiony zostały oddelegowane na parapet, na którym goszczą się wraz ze starszymi przystojniakami. Mała zmiana, ale jak cieszy! A cieszy tym bardziej, że nowe rzeczy do domu udało mi się kupić z dużą zniżką, której udzielił mi pracujący w tym sklepie znajomy (dzięki A. jeszcze raz!).

Zatem na liście rzeczy do zrealizowania na ten miesiąc widnieje jeszcze zakup obrazu, a właściwie fototapety. Mam kilka na oku, ale w końcu wypadałoby dokonać wyboru. Na kolejny miesiące zostanie już tylko wybranie odpowiedniego TV i może w końcu rodzice przestaną suszyć mi głowę swoimi pytaniami o to, jak można nie mieć w domu TV. Ciekawe jaki kolejny zapalny temat będzie na topie, kiedy ten przestanie być aktualny hahahaha:D

Jestem ciekawa czy przypadły Wam do gustu moje nabytki ze sklepu DUKA i czy miałyście okazję kiedyś być z w tym sklepie i robić tam zakupy?

O to czy macie w swoich domach telewizor czy nie to nawet nie pytam, bo po co ma się potwierdzić głoszona przez moich rodziców teoria hahaha:D

Miłego dnia!

Buziaki,

call2

POST NIE JEST SPONSOROWANY, A POKAZANE PRZECZY KUPIONE PRZEZE MNIE. 

3 x Pink Grapefruit z The Body Shop

Polecam, Uroda

Heeej kochani!

Jeśli mieszkacie w mniejszym mieście, małym miasteczku, jeszcze mniejszej miejscowości lub wsi to z pewnością dobrze znacie to uczucie, gdy na ulubionych blogach czy kanałach YT polecane są kosmetyki, do których nie macie dostępu. Jak wiecie obowiązki służbowe sprawiają, że w Wawie jestem czasem nawet kilka razy w ciągu miesiąca, więc teoretycznie powód do narzekania powinnam zostawić innym. Prawda jest jednak taka, że często planuję wyjazd w taki sposób, aby dom upuścić i wrócić do niego w ciągu jednej doby. Zatem na powolne wałęsanie się po popularnych centrach handlowych nie starcza czasu, a jeśli jednak uda mi się go wygospodarować to naprawdę rzadko mam okazję trafić na ciekawe promocje. Promocje w sklepach dwóch ulubionych marek, które w moim mieście nie są dostępne, czyli Bath&Body Works oraz The Body Shop.

Jeśli o Bath&Body Works mowa to nie wyszłam z niego z pustymi rękoma, aczkolwiek dla siebie nie zrobiłam żadnych zakupów. Inaczej sprawa wyglądała w The Body Shop, gdzie już od wejścia natknęłam się na promocyjne ceny produktów, którymi byłam zainteresowana. Regularne ceny kosmetyków tej marki nie należą do niskich i nie ukrywam, że mimo uwielbienia dla wielu produktów, zawsze czatuję na promocje. Zazwyczaj kończy się to tak, że kiedy dotrę do sklepu The Body Shop to dana promocja jest już nieaktualna, grrr! Istnieje jednak sprawiedliwość na tym świecie i ja się w końcu na ciekawą ofertę załapałam, choć przyznaję, że totalnie nie miałam o niej pojęcia. Grabnęłam więc sobie grejpfrutową rodzinę, w nie byle jakim, bo największym rozmiarze!

The Body Shop Pink Grapefruit Shower Gel

The Body Shop Pink Grapefruit Body Butter

The Body Shop Pink Grapefruit Body Mist

I w ten oto sposób do grona moich kosmetyków pielęgnacyjnych dołączyły wczoraj 3 produkty z linii Pink Grapefruit. Żel pod prysznic – gigant o pojemności 750ml (75zł -> 45zł), masło do ciała – pękaty grubas o pojemności 400ml (138zł <cooo?> ->  69zł) oraz 100ml mgiełka do ciała (55zł -> 35zł). W nocy, kiedy już moje pyszne nowości zostały, w stanie nienaruszonym, uwiecznione na zdjęciach, zabrałam się za ich testowanie i powiem tylko jedno – petarda! Nigdy wcześniej nie używałam produktów z tej linii zapachowej i muszę przyznać, iż różowy grejpfrut to strzał w 10! Szczególnie na lato. Teraz niech tylko się lato spisze! Czekam zatem na upały, bo odświeżająca ekipa gotowa jest już do pracy. 

Promocja ważna jest do wyczerpania zapasów, więc jeśli lecicie na tych grubasów, tak bardzo jak ja, to nie pozwólcie, żeby inni zwinęli je Wam sprzed nosa. Zapraszam na mój Instagram, gdzie pokazywałam wczoraj jakie inne zapachy możecie sobie sprawić.

Ze swojej strony dodam tylko, że z tych owocowych uwielbiałam zawsze Mango i Satsuma, a uciekałam od Truskawki, której do tej prawdziwej zapachem daleko. 

Miłego dnia!

Buziaki,

Logo CallMeBlondieee

POST NIE JEST SPONSOROWANY, A GIGANTY KUPIONE PRZEZE MNIE.