Pierwsze wrażenie: CLINIQUE take the day off cleansing balm

Polecam, Uroda

Heeej kochani!

Całe szczęście, że lubię bardzo wcześnie wstawać. Nawet w wolne weekendy. Wczoraj nagrałam dla Was filmik z zakupami, który już o 9 rano będziecie mogli zobaczyć na moim kanale na YT-> TU. Pokazałam w nim moje nowe zdobycze kosmetyczne. Jak to zwykle u mnie – poziom ekscytacji sięgnął zenitu! Są wśród nich takie produkty, o których, z racji krótkiego stażu bycia razem, niezbyt wiele mogę powiedzieć. Natomiast znalazł się jeden taki, który stosuję dopiero od tygodnia, a już wiem, że nie będzie to przelotny romans, a głębokie uczucie. A tak w ogóle zastanawiacie się o co kaman z tym, że na całe szczęście lubię bardzo wcześnie wstawać? Obiecałam w filmiku  z zakupami, że jak już filmik będzie opublikowany to zostawię w opisie link do recenzji tego produktu. No i? No i zapomniałam ją wczoraj napisać:D Ale, że zegarek wskazuje dopiero 6.30 to mam jeszcze kuuupę czasu! Dlatego też pragnę serdecznie Was zaprosić do zapoznania się z moim pierwszym wrażeniem dotyczącym absolutnie  już kultowego produktu do demakijażu jakim jest Clinique take the day off cleansing balm.

Clinique take the day off cleansing balm to lekki balsam do demakijażu. Idealny zarówno do demakijażu twarzy oraz oczu. Clinique take the day off cleansing balm w pudełku ma postać zbitego masła. Nie ma jednak problemu z wyciągnięciem go na dłoń czy rozprowadzeniem na twarzy. Po zetknięciu ze skórą topi się i zamienia w jedwabisty olejek. Fakt ten niesamowicie ułatwia wykonanie masażu przy jednoczesnym jego rozpuszczeniu. Wystarczy dosłownie 30 sekund, aby makijaż oczu czy twarzy uległ rozpuszczeniu. Później małym wilgotnym ręczniczkiem zmywam resztki produktu, a moim oczom ukazuje się czysta i genialnie nawilżona skóra. Co więcej nie ma na niej grama tłustej powieki, nawet w okolicy oczu, co nie ukrywam – baaardzo mnie cieszy. Choć do demakijażu oczu wolę stosować płyny micelarne, to jednak złamałam się i przetestowałam go dla Was. Na pewno czytają mnie osoby, które preferują szybki demakijaż przy pomocy jednego produktu – ten jak najbardziej się sprawdza.

PLUSY:

+ Skład. Co nie jest oczywistą zaletą wszystkich produktów marki Clinique. Olej mineralny, niestety wciąż popularny w produktach marki Clinique,  został wyparty przez olej z nasion krokosza, który doskonale nawilża skórę.

+ Działanie. Jak można opisać demakijaż wykonywany Clinique take the day off cleansing balm? Szybki i skuteczny. Do tego niesamowicie delikatny i przyjemny w stosowaniu. 

+ Nie zapycha porów. Nawet posiadaczki cery tłustej i skłonnej do zanieczyszczeń nie powinny obawiać się zapchania cery ze strony tego balsamu. Ja nie zauważyłam żadnego negatywnego wpływu kosmetyku na moją cerę, a po tygodniu codziennego stosowania już mogłoby się dziać, oj mogło!

+ Brak zapachu. To pierwszy produkt od Clinique, który faktycznie nie ma żadnego zapachu. Do tej pory z uporem maniaka pisałam, że to niby marka produktów bezzapachowych, a w każdym z nich można jednak wyczuć zapach. Ten produkt jest wyjątkiem. Nie pachnie niczym. Dla osób ze skórą wrażliwą i alergiczną to z pewnością ogromny plus. Ja tam za smrodkiem produktów marki Clinique przepadam!

+ Opakowanie. Tak wiem to jest taaakie ważne. No, ale nie wmówicie mi, że nie lubicie gdy coś sobie leży na półce w łazience i ładnie wygląda. Jeśli kiwacie teraz głową od strony lewej do prawej bądź od prawej do lewej to i tak nie wierzę! Po co się oszukiwać? 

MINUSY:

+ Niewielka pojemność. 125 ml przyjemności to jak na mój gust niezbyt wiele. Oczywiście ważne jest to jaką wydajnością kosmetyk będzie się charakteryzować. Wiele osób mówi o tym, że wystarcza on nawet na rok przy codziennym używaniu. Ja absolutnie w to nie wierzę i myślę, że mój egzemplarz pożegna się ze mną za pół roku, jak nie wcześniej. Są to jednak jedynie moje przewidywania.

+ Wysoka cena. 145zł to nie jest mało. Swoje opakowanie kupiłam w promocji -20%, z której do niedzieli (23.11) możecie skorzystać w Perfumerii Sephora, jeśli jesteście posiadaczami karty Sephora. Wówczas cena wynosi 116zł. Trochę lepiej, choć nadal drogo.

MOJE PIERWSZE WRAŻENIE OCENIAM NA:

4 /5

Jeśli Clinique take the day off cleansing balm faktycznie okaże się być tak wydajnym produktem jak o nim mówią wówczas ocenę podniosę o 0.5 stopnia i wrócę do niego, pomimo wysokiej ceny. Jeśli za 3-4 miesiące spotka mnie przykra niespodzianka, a produkt zużyty wyląduje w denku to ocenę obniżę o taką samą wartość i niestety nie zobaczymy się więcej. Póki co mogę jedynie powtórzyć to, co powiedziałam w filmie -> czy żałuję, że go kupiłam? Żałuję, ale że nie kupiłam go wcześniej! Dla mnie to póki co kosmetyk niemal doskonały w działaniu, który lubię nie mniej niż olejek myjący z Biochemii Urody czy Cleanse & Polish Hot Cloth Cleanser z Liz Earle.

Wszystkim ciekawym, ale do tej pory niezdecydowanym szczerze polecam! Dajcie znać czy balsam do demakijażu Clinique take the day off cleansing balm kusi Was, już Was skusił, czy absolutnie Was nie interesuje? A może macie w swoim asortymencie kosmetycznym produkt do demakijażu, który działa tak fenomenalnie, że inne nie mogą się z nim równać? Piszcie! Nie dajcie mi skisnąć z ciekawości hahaha;D 

Miłego weekendu!

Pozdrawiam,

Callmeblondieee

call2

POST NIE JEST SPONSOROWANY, A PRODUKT KUPIONY PRZEZE MNIE.

 

 

SEPHORA PROMOCJA -30% : WISHLIST

Uroda

Heeej kochani!

Wiem, że do rozpoczęcia promocji -30% na kosmetyki do makijażu i akcesoria w Perfumerii Sephora zostało jeszcze prawie 6 tygodni. Wiem, że to może zbyt wcześnie, aby się tym faktem ekscytować. Jednak z drugiej strony zawsze kiedy planuję większe zakupy to robię to z naprawdę duuużym wyprzedzeniem. Podejrzewam, że jeśli Wam od dłuższego czasu chodzi po głowie zakup danych kosmetyków marek selektywnych to też uznajecie to za duże wydarzenie i nie wydajecie przy kasie kosmicznej kwoty, bo nagle taka naszła Was zachcianka. Ja budżet na promocyjne zakupy w Pefumerii Sephora mam już ustalony i wiem jakie 3 produkty z pewnością sobie sprawię. 

Kiss Me Balm Sephora w odcieniu 06 soda pop. Kiss Me Balm to nowa  seria 6 balsamów ochronnych do ust. 5 z nich to produkty nadające ustom kolor, natomiast jeden z nich daje jedynie transparentne wykończenie. Każdy kolor to inny zapach, a także inny delikatny odcień na ustach. Mi najbardziej przypadł do gustu ten w najmocniejszym odcieniu – o6 soda pop. Cena regularna to 39zł, cena promocyjna (-30%) to 27,30zł.

Tusz do rzęs Le Volume De Chanel w odcieniu 10 noir. To podobno jedna z tych wszechstronnych maskar. Głównym jej zadaniem jest pogrubienie rzęs, ale również ich wydłużenie oraz podkręcenie. Ma dokładnie taką szczoteczkę jak lubię – sylikonową, która ładnie rozdziela rzęsy. Jest na mojej liście marzeń od momentu, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam ją w perfumerii. Do tej pory od jej zakupu odpychała mnie oczywiście cena. Cena regularna to 145zł, cena promocyjna (-30%) to 101,50zł.

Natural Finish Loose Powder Chanel w odcieniu 20 clair. Oj ten puder to znam. Podczas pracy w Perfumerii Sephora przeżyliśmy krótki, aczkolwiek udany romans. Puder jest naprawdę doskonałym przedstawicielem swojego gatunku. Bardzo drobno zmielony, wygładzający twarz, utrwalający makijaż. Nie jest widoczny na twarzy i nie wygląda sztucznie. Do tego ma ogromną pojemność – aż 30g, co przekłada się na szaloną wydajność. Cena regularna to 219zł, cena promocyjna (-30%) to 153,30zł.

Posiadanie i radość z używania tych 3 kosmetyków marzy mi się od dawna. Skłamałabym gdybym napisała, że nie mam w głowie również kilku innych produktów, natomiast na te wyżej zaprezentowane mam odłożone fundusze.  Na co finalnie się zdecyduję? Tego na 100% dowiecie się za kilka tygodni. Przypominam, iż promocja na kosmetyki do makijażu oraz akcesoria do jego wykonania co roku przypada na 5 ostatnich dni roku, tj. od 27 do 31 grudnia. 

Macie już upatrzone jakieś kosmetyki, które podczas tej promocji chciałybyście sobie sprawić? W razie jakichkolwiek pytań piszcie śmiało, postaram się doradzić jak najlepiej potrafię.

Pozdrawiam,

Callmeblondieee

call2

POST NIE JEST SPONSOROWANY.

Ps. Zdjęcia pochodzą ze stron:

www.sephora.pl

www.chanel.com

Stara Mydlarnia Peeling cukrowy z witaminą C - HIT czy KIT?

Polecam, Uroda

Heeej kochani!

Dosłownie przebieram nóżkami z radości jak tylko pomyślę o produkcie, o którym będę Wam dzisiaj opowiadać. Rzadko mogę zgodzić się z tym, że kosmetyk spełnia dane przez producenta obietnice. I to od A do Z. No chciałam się do czegoś przyczepić, ale niestety udało mi się odnaleźć tylko jeden mankament, o którym później. Czym dzisiaj będę się zachwycać? Peelingiem cukrowym z masłem shea i witaminą C marki Stara Mydlarnia. 

Stara Mydlarnia to, jak wiecie, jedna z moich ulubionych polskich marek. Tym bardziej cieszy mnie fakt, iż firma się rozwija i w ostatnim czasie wypuściła na rynek wiele nowości. Jedną z ciekawszych serii jest z pewnością ta z witaminą C, w skład której wchodzi m.in. omawiany peeling cukrowy, a także mnóstwo innych produktów do twarzy, ciała i włosów. 

SM3

SM2

PLUSY:

+ Doskonale złuszcza ciało. Peeling jest dosłownie napakowany kryształkami cukru, dzięki którym solidnie peelinguje skórę ciała. Kryształki nie rozpuszczają się jednak tak szybko jak w innych produktach tego typu, więc na masaż możemy spokojnie przeznaczyć 2-3 minuty. 

+ Naturalny skład. W składzie nie znajdziemy mega popularnej w peelingach parafiny, która zamiast nawilżać i odżywiać skórę ją zakleja. W tym wypadku za zaprawę stanu skóry możemy dziękować naturalnym składnikom tj: masło shea, olej sojowy,olej macadamia, olej migdałowy, ekstrakt z aloesu. W składzie znajdziemy również witaminę C. Takie połączenie sprawia, że skóra staje się niesamowicie nawilżona, odżywiona, delikatnie natłuszczona i zregenerowana. Do tego taaaka gładka!  A w połączeniu z balsamem ujędrniającym bardziej sprężysta i napięta. Peeling zostawia na skórze warstwę nawilżająca, którą uwielbiam. Nawet przy bardzo suchej skórze <takiej jak moja> nie potrzeba już po jego użyciu stosować dodatkowego produktu nawilżającego.

+ Zapach!!! <Chciałam ten punkt dodać jako pierwszy, ale bądźmy profesjonalni> Zapach po prostu wymiata. Wiecie jak pachnie większość kosmetyków z cytryną narysowaną na etykiecie? Mi to się zaraz słabo kojarzy. Trochę jak cytryna, trochę jak płyn od mycia podłogi, no jeszcze z dodatkiem płynu do mycia naczyń. A ten peeling pachnie jak tarta serowa – cytrynowa! Piękny, intensywny, nieco słodki. Gdyby można było się peelingować każdego dnia, mogłabym to robić z uśmiechem na ustach! Muszę się zadowolić jednym zabiegiem na tydzień. UWAGA: nie jest to bardzo świeży cytrynowy zapach, jeśli więc takie lubicie to polecam nie zamawiać przez internet tylko przejść się do sklepu i powąchać.

+ Pojemność & wydajność. W opakowaniu mamy 300ml produktu. To mniej więcej o 50-100ml więcej niż przeciętnie. Do tego produkt jest bardzo wydajny. W ciągu 6 tygodni używania sięgnęłam po niego 6 razy, a zużycie widzicie na zdjęciu. Mniej więcej połowa za mną, może trochę więcej ale hej -> prawie połowa jeszcze do mojej dyspozycji:D Powiedzmy, że 300ml wystarczy mniej więcej na 10, może 12 razy. A jak sobie nie żałuję. Jeśli jesteście bardziej oszczędne to zapewne kosmetyk posłuży Wam na dłużej.

+ Opakowanie. Nie jest może jakieś wybitnie szałowe, jednak gdy ostatnio spadło na płytki w łazience, dziękowałam, że jest wykonane z plastiku, a nie ze szkła. To co w opakowaniu na plus to średnica otworu. Nawet wieeelka męska ręka nie będzie miała problemu w wyciągnięciem peelingu z opakowania. Peeling jest zabezpieczony folią, mamy więc pewność, że żadne łapska nie zaglądały do niego przez naszym zakupem. 

+ Termin przydatności do zużycia. 6 miesięcy od dnia otwarcia. Ja go zużyję w 3 miesiące, ale oszczędni spokojnie wyrobią się w pół roku. Dlaczego taki krótki i dlaczego to plus -> patrz punkt naturalny skład.

MINUSY:

– Cena. Ja rozumiem, że bogaty skład i stosunkowo duże opakowanie nie idzie w parze z drogeryjną ceną. Jednak 43zł za 300ml peelingu to w mojej ocenie dużo. Za dużo na to, aby okrzyknąć ten produkt mianem mojego KWC.

MOJA OCENA:

4.5 /5

Dla mnie to kosmetyk idealny w działaniu z mniej idealną ceną. Co z tego wychodzi? Bardzo dobry i godny polecenia peeling, jednak nie do używania non stop. Chyba, że 43zł to dla Was cena do przyjęcia jak za doskonale złuszczający i po prostu genialnie pachnący peeling do ciała. Jeśli jednak nie lubicie peelingów na bazie naturalnych olejków, które po użyciu zostawiają na ciele warstwę to niestety musicie rozejrzeć się za czymś innym. Ja na 100% do niego wrócę, kiedy obecne opakowanie wyląduje w projekcie denko. Dla mnie to zdecydowanie HIT. Możecie kupić go TU albo w sklepach stacjonarnych -> lista TU. 

Miałyście już okazję stosować ten produkt lub inne produkty z tej serii? A może macie swoje ulubione peelingi innych marek, którym jesteście wierne?

Pozdrawiam,

Callmeblondieee

call2

POST NIE JEST SPONSOROWANY.

PRODUKT DOSTAŁAM W PREZENCIE OD MARKI STARA MYDLARNIA NA TARGACH W WAWIE, O KTÓRYCH PISAŁAM TU. 

 

 

 

5 najczęściej zadawanych pytań: WŁOSY

Polecam

Heeej kochani!

Serdecznie przepraszam za ciszę, która przez ostatnie kilka dni panowała na blogu. Miałam ogrom pracy i niedokończonych projektów, które całkowicie pochłonęły mój czas. Dramatu jednak nie ma, nieco odgrzebałam się z zaległości i powiedzmy, że ze spokojem mogę powrócić do regularnego dodawania postów. Przecież mi też się coś miłego w ciągu dnia należy prawda? Dzisiaj post, który jest zbiorem odpowiedzi na najczęściej zadawane przez Was pytania z działu WŁOSY. Dla mnie jest to co najmniej dziwne, ale właśnie o kwestie związane z moimi włosami pytacie najczęściej. Zebrałam 5 najczęściej zadawanych pytań i oto odpowiedzi na nie.

1. Jaką farbą farbujesz włosy, że uzyskujesz tak naturalny kolor? Jak to robisz, że nie masz mocno widocznych odrostów?

Przyznam, że jest to absolutnie moje ulubione pytanie;D To naprawdę bardzo miłe, że w tak pochlebny sposób wypowiadacie się o kolorze moich włosów. Szczególnie, że jest on NATURALNY. Nigdy w życiu nie farbowałam włosów i z pewnością w ciągu najbliższych kilku lat się to nie zmieni. Niby nigdy nie mów nigdy, ale tego akurat jestem pewna. Bardzo lubię kolor moich włosów, bo tak jak piszecie – wygląda naturalnie. Różnie prezentuje się on w kamerze czy obiektywie aparatu, zazwyczaj wydaje się być dużo ciemniejszy niż w rzeczywistości. Na żywo to po prostu jasny blond z wielotonowymi refleksami. Latem włosy mam bardzo jasne, zimą nieco ciemniejsze. To typowe dla wszystkich naturalnych blondynek. Co do pytania o odrosty  – ciekawa sprawa:D 

2. Czy włosy nadal wypadają Ci tak, jak opisywałaś to rok temu? Jeśli nie to co zrobiłaś, że przestały wypadać?

Gdyby moje włosy wypadały z takim nasileniem jak to miało miejsce rok temu, to dzisiaj nie prowadziłabym bloga www.callmeblondieee.pl a www.callmelysa.pl. Oj to zdecydowanie nie były żarty. Tak jak mówiłam z powodu kłopotów zdrowotnych w ciągu 2 miesięcy wypadła mi połowa włosów. Miałam w widoczny sposób prześwitującą przez włosy łysą skórę głowy, co było istnym koszmarem. Na całe szczęście przy zastosowaniu zmasowanego ataku w postaci wcierki na bazie hormonów Alpicort E, tabletek Inneov Densilogy oraz serii mezoterapii skóry głowy, wszystko wróciło do normy. O mojej wygranej  walce z wypadaniem włosów nagrałam filmik, który możecie obejrzeć TU. Obecnie moim włosom nie mam niczego do zarzucenia. Nie stosuję żadnych specjalistycznych produktów czy suplementów. 

3. Dlaczego masz zawsze takie przylizane i przyklapnięte włosy, które wyglądają na tłuste?

Heh, dzięki za miłe słowo 😀 Co jak co, ale nieświeżych włosów to chyba nigdy u mnie nie widzieliście. Tutaj niestety fail po całości. Co do tego, że są przylizane / przyklapnięte – mam tak gładkie i delikatne włosy, że faktycznie wyglądają na przylizane. Dla mnie to jednak idealny układ, bo uwielbiam włosy ekstremalnie proste i wygładzone. Dlatego też absolutnie nie uznaję tego za ich wadę. Owszem, gdybym chciała uzyskać super objętość czy je natapirować to będzie to efekt praktycznie niemożliwy do uzyskania, ale niespecjalnie mi tego z tego powodu przykro. Jeśli chcę uzyskać efekt odbicia włosów od nasady to po ich umyciu nakładam wałki rzepowe na 1-2 godz. Po ich ściągnięciu włosy wyglądają jak napompowane mieszanką botoksu i kwasu hialuronowego usta. 

4. Jak to zrobiłaś, że włosy tak szybko Ci urosły? Jak długo je zapuszczałaś?

Ciężko to, co robię z moimi włosami w ogóle nazwać procesem zapuszczania. Zapuszczanie to dla mnie celowe hodowanie włosów, bo to, aby uzyskać daną długość. Ja swoim włosom po prostu dałam spokój. Nie dążyłam do żadnej konkretnej długości, choć ta obecna jest dla mnie przerażająca. Nigdy w życiu nie miałam tak długich włosów jak obecnie, tzn. prawie do biustu!!! I stwierdzam, że takie długie włosy to nie dla mnie. Jestem totalnie znudzona moimi włosami, ich długością, fryzurą – pardon, raczej jej brakiem. 

Co do szybkiego zapuszczenia włosów – dla mnie całkowicie normalne jest to, że moje włosy rosną ok 3cm /miesiąc. Nie jest to wynikiem żadnych zabiegów czy przyjmowanych suplementów. Od dziecka włosy rosną mi bardzo bardzo szybko. Gdybym więc faktycznie chciała zapuścić włosy to pewnie przyszłoby mi to z większą łatwością niż innym. Wcześniej nie otrzymywałam tylu pytań w tym temacie, bo mając krótkie włosy regularnie (co 4 tygodnie) je podcinałam, więc nie rzucało się to tak mocno w oczy. W ciągu ostatniego roku włosy podcięłam dwukrotnie, za każdym razem skracając je o ok +/- 5cm. Na zadane pytanie mogę tylko odpowiedzieć – same urosły.  Zresztą zobaczcie same jak urosły moje włosy w ciągu ostatniego roku:

< SIERPIEŃ 2013 >

uro 2013

< LISTOPAD 2013 >

listopad 2013

< SIERPIEŃ 2014 >

uro2

< WRZESIEŃ 2014 >

2014

5. Od długiego czasu masz tę samą fryzurę i bardzo długie (jak na to, jakie wcześniej nosiłaś) włosy. Planujesz je obciąć? Jeśli tak to nad jaką fryzurą się zastanawiasz?

Kochane, w planowaniu to jak jestem mistrzem wszystkich mistrzów. Szkoda, że gorzej z realizacją! Tak, jak najbardziej planuję skrócić włosy. Może nie jakoś diametralnie – bo będzie to 5 może 10cm. Mam również ochotę na grzywkę. Od razu mówię, że nie chodzi mi o taką o jakiej często wiele z Was pisze. Tzn. na pewno nigdy w życiu nie zrobię sobie prostej grubej grzywki do linii brwi. To by dla mnie byłoby  równoznaczne z samobójstwem. Nie jestem typem dziewczyny, która codziennie rano spędza 20 minut na układaniu włosów, to zdecydowanie nie opcja dla mnie. A już nie wspominam o tym, że taki typ grzywki po prostu mi się nie podoba, szczególnie przy delikatnych włosach. No w ogóle nie, nie, nie. Kiedyś miałam, sprawdziłam, dziękuję. Natomiast grzywka, lecz zdecydowanie inna niż ta wyżej opisana z pewnością niedługo się u mnie pojawi. Nie jestem w stanie psychicznie wytrzymać z wiecznie fruwającymi po twarzy włosami z przodu głowy = czytaj grzywką o długości reszty włosów. Do tego te włosy lecą mi na twarz i jak nagrywam filmik to myślę tylko o tym, żeby miliona razy je poprawić. Tego to by chyba nikt z Was nie wytrzymał. 

Jakie są więc plany na najbliższy czas? Obcięcie włosów, ale nie więcej niż o 10cm, do tego długa grzywka rozchodząca się na boki twarzy. Najlepszą wizualizacją moich planów jaką znalazłam jest fryzura Caroline z mojego ulubionego serialu Ladies of London. Caroline ma włosy dużo krótsze niż te, na które się zdecyduję, ale całość jak dla mnie jest fantastyczna:

Ladies Of London - Season 1

Mam nadzieję, że ten post okazał się dla Was przydatny i że znalazłyście tu odpowiedz na interesująca Was pytania. W razie innych pytań piszcie śmiało. Dajcie znać co myślicie o mojej przyszłej fryzurze?

Pozdrawiam,

Callmeblondieee

call2

POST NIE JEST SPONSOROWANY