SEPHORA ➤ MAKIJAŻ - 30% ➤ MOJA LISTA

Polecam, Uroda

Heeej kochani!

Nie wydaje mi się, aby ekscytowanie się faktem samej możliwości skorzystania z 30% opustu na produkty do makijażu w Perfumerii Sephora, było do końca normalne. Jestem jednak osobą planującą duże zakupy ze znacznym wyprzedzeniem i dlatego też dzisiaj przedstawię Wam moją listę, którą chciałabym zrealizować w ramach promocji, z której skorzystać będę mogła za 2 miesiące. Tak jak pod koniec każdego roku, podobnie i w tym – od 27 do 31 grudnia produkty oraz akcesoria do makijażu prawdopodobnie objęte będą 25% (dla kart Sephora Black) lub 30% (dla kart Sephora Gold) zniżką. Oferta obowiązuje zarówno w perfumeriach stacjonarnych, jak i w sklepie on-line. To doskonała informacja zwłaszcza dla tych z Was, które nie mają dostępu do tejże perfumerii, bądź jest ona słabo zaopatrzona i nie dysponuje pełnym wachlarzem marek. Zanim przejdę do listy kosmetyków wartych grzechu, chciałabym wspomnieć o jednej kwestii, która może być kluczowa. Teoretycznie, aby skorzystać z wyżej wspomnianej promocji trzeba być posiadaczem karty stałego klienta Perfumerii Sephora. W zależności od jej koloru odgórnie ustalana jest % obniżka. Natomiast kilkukrotnie spotkałam się z tym, że klientom niebędącym popularnie nazywanymi „klubowiczami” również był udzielany rabat i Wy również o takich sytuacjach wspominałyście. Nie wiem czy to po prostu wynik uprzejmości konsultantek czy innych czynników, dlatego też proponowałabym, aby na shopping życia udać z osobą, która jednak taką kartę posiada. Zawsze przed ową promocją można zadzwonić do miejsca, w którym będziecie dokonywać zakupów i podpytać o dokładne warunki promocji.

Tak więc licząc, że Perfumeria Sephora nie wywinie swoim klientom żadnej przykrej niespodzianki i że będę mogła skorzystać z 30% opustu, ciesząc się kartą Sephora Gold, zapraszam do zapoznania się z moją listą zakupów. Pierwsza z nich to lista pewniaków, a ich zbiór w postaci zdjęć możecie zobaczyć na zdjęciu głównym. To kosmetyki, które są totalnymi numerami 1 w ramach swojej kategorii produktowej bądź takie, które wielokrotnie na swojej twarzy testowałam i czekałam na przyzwoitą promocję, aby w końcu je nabyć.

1. Chanel, Tusz do rzęs Le volume de Chanel, odcień 10 Noir. Niekwestionowany mistrz. Nie mogę napisać, że moje liche rzęsy zamienia w efektowne firany – miejmy trochę pokory hahaha:D Nadaje im natomiast najlepszy z możliwych efektów, gdyż po jego użyciu są wydłużone, pogrubione, podkręcone, a przy tym rozdzielone. Tusz utrzymuje się przez cały dzień, jest więc bardzo trwały. Oprócz doskonałej trwałości, cechuje go niesamowita wydajność. Jedno opakowanie służyło mi przez 5 miesięcy niemal codziennej aplikacji. Pełną recenzję możecie przeczytać TU. Cena regularna tuszu to 155zł (oczywiście o ile nie przespałam jakiejś niewinnej podwyżki), promocyjna zaś 108zł.

2. Chanel, Puder Les Beiges, odcień 40. Pudrami Les Beiges zainteresowała mnie moja ukochana ttsandra, która na ich temat wypowiadała się w samych superlatywach. Jej faworytem stał się odcień nr 40, który przez 2 lata stosowała jako bronzer. Kilka miesięcy temu udałam się do perfumerii, aby zrobić rozeznanie w temacie i oczywiście po raz kolejny z przyjemnością mogę przyznać, że ttsandra się nie myliła. Ten kosmetyk do stosowania jako puder brązujący jest wprost wymarzony. Daje bardzo naturalny satynowy efekt. Dokonały jest także jego odcień. Jestem szczerze oczarowana efektem na skórze i faktem, iż produkt w ogóle się nie pyli, co oznacza, że mogę się po nim spodziewać dobrej wydajności. Jak przystało na produkty Chanel, odstrasza jedynie ceną. O ile pamięć mnie nie myli wynosi ona 249zł, co oznacza że z rabatem powinnam zapłacić ok 175zł.

3. Lancome, Podkład Teint Miracle, odcień 005. Wiem, przewidywalna jestem aż do bólu. Tutaj wiele pisać nie muszę, gdyż doskonale wiecie, że od 4 lat to mój ukochany podkład. Nie jestem wierna, więc zdradzam go na prawo i lewo, ale zawsze wracam i uwielbiam jeszcze bardziej. Naturalny wygląd, delikatne krycie, ładne utrzymywanie się, piękne rozświetlenie skóry, no i ten rozbielony beżowy odcień ♥︎♥︎♥︎. Cena regularna to 179zł, promocyjna to ok 125zł.

4 & 6. Sephora, Wodoodporny eyeliner 24h, odcień 15 Vert Fonce & 11 Burgundy. Zapytacie o jego trwałość? Całodniowa, choć pozwolę sobie napisać, że nawet całodobowa! Aplikator niemalże sam sunie po powiece, więc o nieudolnie namalowanej kresce możecie zapomnieć. Kolorów jest tyle, że każda z nas znajdzie ten idealny. Ja postawię na butelkową zieleń oraz burgund. Na przestrzeni ostatnich 5 lat miałam przyjemność zużyć po jednym opakowaniu linera w odcieniu czarnym, fioletowym, granatowym, chabrowym i złotym. Cena regularna to 49zł, promocyjna to ok 34zł.

5. Urban Decay, Korektor Weightless Complete Coverage Concealer, odcień Fair Neutral. Ma zaskakująco lekką konsystencję jak na dobre krycie, które oferuje. Postanowiłam, że będzie następcą korektorów, których zostało na zaledwie kilka użyć. Mowa o korektorze Lasting Perfection z Collection oraz Affinitone z Maybelline. Do obu z pewnością wrócę, ale przyda mi się powiew świeżości pod oczami. Cena regularna produktu to 109zł, promocyjna to ok 76zł.

SEPHORA MOJA LISTA 2

To nie koniec, gdyż przygotowałam również listę rezerwowych, czyli kosmetyków, spośród których, po ich wstępnym przetestowaniu, wybiorę jeden, na który się zdecyduję. Oczywiście nie ma opcji, abym sięgnęła po nie wszystkie – jeszcze nie oszalałam! Wśród 6 rezerwowych jest jeden, na którym szczególnie mi zależy, natomiast przeraża mnie jego cena w stosunku do ilości otrzymywanego produktu. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że Meteoryty Guerlain w odcieniu 2 Clair w wersji prasowanej to cudo nad cuda, gdyż od niemal 2 lat sięgam po nie w tradycyjnej formie. Żal mi jednak patrzeć na to, że przy ogromie wyjazdów kulki lubią się o siebie obijać w trakcie podróży, co przyczynia się do zmniejszenia ich wydajności. Jednak uważam, że płacenie 249zł za ten sam produkt o 3 x mniejszej gramaturze niż wersja standardowa to rozbój w biały dzień. Nie wydaje mi się, abym nawet przy płaceniu za nie ok 174zł miała ochotę się na to godzić. Co nie zmienia faktu, że nie posiadam obecnie żadnego pudru w kamieniu i ten bardzo by mi się przydał, szczególnie do noszenia go w podręcznej kosmetyczce i zabierania na wyjazdy. Innego rodzaju obawy mam w odniesieniu do  podkładu Dior Diorskin Nude Air w odcieniu 010 Ivory. Natomiast jego próbkę mam już w swojej kosmetyczce, bo jak wiecie nie ma opcji, abym kupiła podkład w ciemno. Przetestuję go porządnie i wtedy podejmę decyzję czy to produkt dla mnie. Podkład jest szalenie drogi – jego cena regularna to 229zł, promocyjna zaś ok 160zł. Produkt do makijażu oczu, który mnie zachwycił już kilka miesięcy temu to cień Burberry Eye Colour Wet & Dry Glow w odcieniu 003 Shell. Nie zwykłam jednak kupować tak drogich cieni do powiek, bo cienie z Inglot i MAC sprawdzają się u mnie wyśmienicie. Cień z Burberry to wydatek rzędu 119zł, choć objęty zniżką kosztuje mniej – ok 83zł. Znakomicie sprawdzają się u mnie także tańsze tusze, co nie zmienia faktu, że są na rynku dwa dostępne w Perfumerii Sephora, które chciałabym przetestować. Pierwszy z nich to YSL Mascara Volume Effect Faux Cils Baby Doll w odcieniu 01 Noir Fetiche, a drugi to Guerlain Maxi Lash So Volume w odcieniu 01 Deep Black. Cena regularna obu tuszy to ok 150zł, co daje ok 105zł kiedy uwzględnimy rabat, jednak mam obawy, że nie dorównają mojemu ulubieńcowi z Chanel. Ostatni produkt, nad zakupem którego się zastanawiam to Sephora Wodoodporny eyeliner 24h w odcieniu 01 Noir. Miałam go i wiem, że jest wybitny, o czym już dzisiaj wspominałam. Zdecyduję się na jego zakup, jeśli mój obecny czarny liner z Eveline będzie już niezdatny do użycia. W przeciwnym razie zakup sobie daruję, gdyż z produktu od Eveline jestem zadowolona. 

Tak prezentuje się moja lista zakupów & rezerwowych na grudniowe szaleństwo w Perfumerii Sephora. 

Jestem bardzo ciekawa czy Wy weźmiecie w niej udział, a jeśli tak to jakie produkty macie już upatrzone? 

W razie pytań służę pomocą.

Miłego dnia!

Buziaki,

call2

POST NIE JEST SPONSOROWANY.

Podkład Guerlain Lingerie de Peau ➤ dlaczego go uwielbiam? ♥︎

Polecam, Uroda

Heeej kochani!

Uwielbiam zarówno czytać & oglądać recenzje podkładów, jak i sama je przygotowywać. Powód jest jeden i jest on bardzo prosty. Podkład, w mojej ocenie, jest zdecydowanym numerem 1 w kategorii produktów do makijażu twarzy. Podkład to podstawa makijażu i baza do dalszej pracy. Jeśli nie spełnia on naszych oczekiwań i wymagań cery to wyglądu skóry nie uratuje nałożony później korektor, puder, bronzer, róż czy rozświetlacz. Co najwyżej, może być jeszcze gorzej, a chyba żadna z nas nie jest zainteresowana efektem znoszonego makijażu, podkreśleniem rozszerzonych porów czy suchych skórek, przesuszeniem cery bądź jej niekontrolowanym świeceniem. Dlatego też nigdy nie kupuję podkładu bez jego uprzedniego przetestowania, a i po nim kilkukrotnie zastanawiam się nad jego zakupem, w myślach porównując stosowaną nowość z moimi dotychczasowymi faworytami. Zgodnie z wyżej omówionym schematem postąpiłam w zeszłym roku, kiedy to w ostatnich dniach grudnia, korzystając z 25% obniżki na kosmetyki do makijażu w Perfumerii Sephora, zdecydowałam się na zakup podkładu Guerlain Lingerie de Peau. Jako, że podkładu w pięknej buteleczce zostało zaledwie na kilka/kilkanaście użyć, najwyższy czas, aby zamieścić jego pełną, i mam nadzieję, wyczerpującą recenzję.

Guerlain Lingerie de Peau 2

Guerlain Lingerie de Peau 3

Podkład Guerlain Lingerie de Peau to podkład, który dla naszej cery ma być tym, czym bielizna dla naszego ciała. Nie uzyskamy nim jednak efektu idealnej, ekstremalnie wygładzonej i udoskonalonej cery, więc nie jest to efekt wzorowany na stanikach double push-up, a raczej na tych subtelnie podkreślających atuty ➤ na całe szczęście! W podkładzie mimo kilku minusów, zauważam ogrom plusów, od których zacznę.

PLUSY:

+ Naturalny efekt. Podkład wygląda na skórze bardzo naturalnie, daje efekt bardzo wypielęgnowanej cery, nawet gdy odbiega ona od ideału. Nie podkreśla rozszerzonych porów, suchych skórek czy nierówności na skórze. Nie jest ani zbyt rozświetlający i tłusty, ani zbyt matujący i suchy. To złoty środek, który ja określam jako efekt drugiej skóry. 

+ Utrzymywanie się na skórze. Lingerie de Peau nie jest pozycjonowany jako podkład długotrwały, więc nie uważam, aby ocenianie jego wyglądu na skórze po 15 godzinach jego noszenia było sprawiedliwe. Mimo to, wielokrotnie zdarzało mi się mieć go na twarzy od 6 do 23 i nie prezentował się źle. Natomiast do 6 godzin od jego aplikacji skóra prezentuje się nienagannie i nie wymaga żadnych poprawek, po tym czasie ponownie sięgam po Meteoryty, pudruję strefę T i na kolejne kilka godzin zerkanie w lusterko mogę sobie odpuścić. Jeśli do duetu podkład + puder dołożę jeszcze utrwalacz makijażu marki Inglot (jego recenzja TU) to uzyskuję idealny efekt na ok 8 godzin, a to już, w mojej ocenie doskonały efekt, szczególnie, że jestem posiadaczką cery mieszanej. 

+ Krycie. Spodziewałam się krycia maksymalnie lekkiego, a bez problemu można je budować aż do średniego. Dużych zmian w postaci rozległych przebarwień czy zmian trądzikowych podkład nie zakryje, ale z mniejszymi zmianami radzi sobie wyśmienicie. Ujednolica koloryt cery, tuszuje zaczerwienienia, a przy tym wygląda tak, jakby nasza skóra po prostu była zdrowa sama z siebie. Ja dodaję do niego korektor pod oczy i puder w kulkach i niczego więcej do szczęścia mi nie trzeba. Na zdjęciu poniżej efekt saute (po lewej) i efekt po nałożeniu podkładu (po prawej) bez użycia innych kosmetyków. (Ps. Zrobiłam w końcu hennę brwi i zaraz inna gęba!)

+ Brak negatywnego wpływu na stan skóry. Nawet przy noszeniu podkładu przez kilkanaście godzin, nie zauważyłam zapchania porów czy przesuszenia skóry. Jako jeden z niewielu nadaje się także do stosowania w okolicy oczu – nie przesusza powiek, więc jeśli nie potrzebujecie w te okolice korektora to zdecydowanie podkład Wam wystarczy.

+ Filtr SPF 20 PA +. Zawarty w codziennym podkładzie fitr to zawsze dodatkowy atut. Oczywiście nie zapewni on naszej skórze pełnej ochrony, gdyż podkładu na skórę aplikujemy kroplę, więc działanie przeciwsłoneczne nie jest spektakularne. Jednak zawsze to coś. Na zdjęciach, o dziwo, podkład nie daje efektu wybielonej skóry, co bardzo często ma miejsce przy stosowaniu produktów ze stosunkowo wysokim filtrem. 

+ Wydajność. Podkład mam w swojej kosmetyczce od 10 miesięcy. I choć początkowo, z racji zbyt ciemnego odcienia w stosunku do mojej cery (o czym więcej za chwilę), nakładałam go jedynie po aplikacji samoopalacza na ciało, muszę przyznać, że od przełomu maja/czerwca stosuję go namiętnie. Szacuję, że przy codziennym stosowaniu opakowanie o poj. 30ml mogłoby mi posłużyć na ok 5-6 miesięcy. Dodam tylko, że na pokrycie produktem twarzy wystarczy jedna pompka, a i czasami to zbyt dużo szczęścia.

+ Zapach. Charakterystyczny, wyczuwalny, kwiatowy, piękny. Ja za nim szaleję, ale osobom z cerą alergiczną i wrażliwą na komponenty zapachowe sugerowałabym zachowanie czujności.

+ Opakowanie. Luksusowe, klasyczne. Butelka wykonana z grubego szkła, zakończona dozującą idealną ilość produktu pompką. Na dłoń możemy zaaplikować pełną pompkę podkładu, pół bądź nawet jego kroplę. Pod wrażeniem jestem również jeśli chodzi o stan buteleczki – wygląda tak doskonale jak w dzień zakupu. Mimo kilku upadków nie uległa żadnym uszkodzeniom, napisy nie starły się, a podkład kilkadziesiąt razy przewoziłam w kosmetyczce, więc wielokrotnie ocierał się o inne kosmetyki do makijażu.

MINUSY:

– Gama odcieni. Teoretycznie ciężko przyczepić się do dostępnej w Polsce gamy odcieni, gdyż do wyboru mamy ich aż 7. Natomiast najjaśniejszy z nich, ten którego jestem posiadaczką ➤ 01 Beige Pale, nie jest wystarczająco jasny, abym mogła po niego sięgać przez cały rok. Jest to jasny odcień neutralnego beżu, jednak nie nadaje się on do ekstremalnie jasnej skóry. Marka Guerlain wypuściła odcień o ton jaśniejszy, jednak nie jest on dostępny w naszym kraju. Odcień ten jest czasem dostępny na allegro, jednak jego cenę lepiej po prostu przemilczeć. Jeśli nie jesteście posiadaczkami bardzo jasnej cery to oferta kolorystyczna może być dla Was idealna. Występują w niej zarówno podkłady w odcieniach neutralnych, ale i tych z dodatkiem różu i żółci, oczywiście o zróżnicowanym stopniu jasności. 

– Termin przydatności od otwarcia. Tego punktu nie traktuję jako minus, ale wspominam o tym fakcie, gdyż po prostu wywołuje on uśmieszek na na mojej twarzy. W życiu nie spotkałam się z adnotacją na podkładzie, zgodnie z którą podkład jest zdatny do używania przez 9 miesięcy od dnia jego otwarcia. Zazwyczaj jest to okres 12 miesięcy (jak w podkładach Lancome) lub nawet 24 (Estee Lauder, MAC). Natomiast nie oznacza to, że po 9 miesiącach od otwarcia, buteleczkę trzeba wyrzucić, absolutnie nie można z niej korzystać czy bać się nakładać produkt na skórę. Oznacza to tylko tyle, że marka przez 9 miesięcy gwarantuje świeżość podkładu, a po upływie tego czasu powinniśmy kontrolować zapach i konsystencję produktu. Oznaczenie 9M bawi mnie szczególnie dlatego, że butelki nie da się otworzyć, więc do produktu nie dostaje się powietrze, więc nie wiem co trzeba by z produktem robić, aby po tym czasie był on niezdatny do użycia. Trzymać na pełnym słońcu? 

– Brak możliwości zużycia produktu do ostatniej kropli. Dozownika nie da się odkręcić. Można pobawić się kombinerkami czy innym sprzętem, choć w moim przypadku zawsze takie zabawy kończą się źle. Dlatego też ja to sobie odpuszczę. Nie podoba mi się takie utrudnienie, bo zwykłam zużywać produkty do ostatniej kropli. Kiedy pompka nie dozuje już podkładu, zawsze ją odkręcam, podkład wydobywam patyczkiem kosmetycznym, co zapewnia mi dodatkowy tydzień stosowania, choć i zdarzało się, że tydzień przeciągał się do 2-3 tygodni. Tutaj takie rozwiązanie odpada. 

– Cena. Regularna cena podkładu to 239zł. Mnie on kosztował ok 180zł, co nadal pozwala mu na bycie liderem cenowym i najdroższym podkładem, po jaki w życiu sięgnęłam. 

Guerlain Lingerie de Peau 4

Podsumowując ➤ plusy, które dostrzegam w podkładzie Guerlain Lingerie de Peau są dla mnie zdecydowanie ważniejsze niż kilka wypisanych powyżej minusów. Gdyby nie fakt, iż najjaśniejszy dostępny w PL odcień nie jest dopasowany do odcienia mojej cery przez znaczną część roku, to gościłby on w mojej kosmetyczce zawsze i byłby ulubieńcem obok Lancome Teint Miracle, MAC Pro Longwear i The Body Shop Moisture White Shiso BB Cream. Byłabym nawet w stanie przeżyć jego cenę, choć oczywiście mam na myśli cenę ze zniżką, bo bez rabatu nigdy nie kupuję kosmetyków luksusowych dostępnych w sieciowych perfumeriach. Do Lingerie de Peau z pewnością kiedyś wrócę, bo to doskonały kosmetyk, ale nie stanie się on moim życiowym ulubieńcem w dziedzinie podkładów.

Moja ocena:

4.5 / 5

Jeśli nie znacie tego podkładu to polecam jego przetestowanie.

Do grudniowej promocji w Perfumerii Sephora jeszcze kilka tygodni, więc na spokojnie zdążycie się z nim zapoznać i podjąć decyzję czy to produkt dla Was. 

Dajcie znać czy macie ochotę na wpis z moją Sephorową listą zakupów, którą planuję zrealizować korzystając z tej promocji ➤ z chęcią taki post przygotuję.

Miłego weekendu!

Buziaki,

call2

POST NIE JEST SPONSOROWANY. PODKŁAD ZOSTAŁ KUPIONY PRZEZE MNIE.

Nowość do brwi: MAC Fluidline Brow Gelcreme ➤ Ash Blonde

Polecam, Uroda

Heeej kochani!

W ciągu 5 lat nagrywania i 2 lat blogowania, na temat moich brwi przeczytałam już chyba wszystkie komentarze świata. I muszę przyznać, że kreatywność ludzi w ich opisywaniu nie zna granic. W zależności od stosowanego do ich podkreślenia produktu, mogłam przeczytać, że wyglądam jakbym wybierała się na casting do filmu o prostytutkach, nastolatkach z wysp (które jak wiadomo od mocnego makijażu z reguły nie stronią) czy albinosach. Były zbyt mocno podkreślone i wyrysowane albo zbyt jasne i rzadkie. No i oczywiście nie zapomnijmy o odcieniu – zbyt chłodnym lub zbyt ciepłym. Czy z tymi opisami moich brwi się zgadzałam? Niby nie, ale w każdym komentarzu było ziarnko prawdy. Moje brwi z natury są ekstremalnie jasne, rzadkie i do tego stopnia liche, że jeśli mam lenia w farbowaniu ich henną to czasem jest mi ciężko w ogóle określić ich dokładnie miejsce położenia hahaha:D Przez wiele lat rynek kosmetyczny nie rozpieszczał konsumentek bogatym asortymentem produktów do wypełniania / podkreślania / ujarzmiania brwi, więc każdy radził sobie jak mógł. Na całe szczęście teraz jest ich ogromny wybór, więc nawet dziewczyny ze szczątkami brwi zamiast pełnych łuków, mogą oszukać naturę. Dla mnie takim produktem jest nowość (ok, nowość sprzed kilku miesięcy) marki MAC Fluidline Brow Gelcreme w odcieniu Ash Blonde.

MAC Fluidline Brow Gelcreme - Ash Blonde 2

MAC Fluidline Brow Gelcreme - Ash Blonde 3

MAC Fluidline Brow Gelcreme - Ash Blonde 4

MAC Fluidline Brow Gelcreme w odcieniu Ash Blonde to pomada do brwi, dzięki której nasze brwi możemy odmienić nie do poznania. I mimo, iż kiedy odkręcimy słoiczek, w której się ona znajduje, to naszym oczom ukazuje się produkt odcieniem zbliżony do odcienia naszej skóry, to proponuję stłumić w sobie okrzyk zdziwienia i poprosić o jej aplikację w salonie MAC. Nie wiem jakim cudem, ale jak widać jakimś, dzięki niemu wszystkie posiadaczki lichych i jasnych brwi będą mogły cieszyć się efektem, o jakim zawsze marzyły. Pomadą można podkreślić brwi w sposób bardzo subtelny, czego ja osobiście nie robię. U siebie preferuję bardziej intensywny efekt, który widoczny jest na zdjęciu. Nie oznacza to jednak, że brwi stają się wulgarne i krzyczą do przechodniów z odległości 50 metrów. Z racji jasnego odcienia, który jest neutralny, kosmetyk doskonale wtapia się w brwi, jednocześnie je zagęszczając i utrwalając włoski. Z jego zakupu jestem szczerze zadowolona, choć cena do niskich nie należy. Za słoiczek mieszczący 3g produktu musimy zapłacić 74zł. Nie jest to mało, choć cena mniej szokuje jeśli porównamy ją do gramatury i ceny podobnego produktu marki Inglot. Okazuje się, że cena pomady z MAC jest wtedy nieznacznie wyższa. Jeśli będziecie miały ochotę to nowości do brwi z Inglot poświęcę osobny post. Jednak od razu mogę Wam zdradzić, że nie jestem nią aż tak zachwycona jak obecnie recenzowanym kremowym żelem do brwi. Na sam koniec dodam tylko że pomada z MAC będzie bardzo wydajna, bo na jedną aplikację używa się jej w naprawdę symbolicznej ilości. Oczywiście produkt w stanie niedalekim od ideału utrzymuje się na brwiach przez cały dzień, nawet ten bardzo długi. 

MAC Fluidline Brow Gelcreme - Ash Blonde 5

Jestem bardzo ciekawa czy moje brwi w tej odsłonie przypadły Wam do gustu?

Ja mimo początkowego szoku spowodowanego kolorem produktu, zdecydowanie jestem na TAK i to bardzo miła odmiana od mocnych i ciemnych brwi, które preferowałam w poprzednim roku. 

Dziękuję za Wasz czas!

Buziaki,

call2

POST NIE JEST SPONSOROWANY.

KOSMETYK ZOSTAŁ KUPIONY PRZEZE MNIE.

Ps.

Produkt w odcieniu Ash Blonde jeszcze do niedawna dostępny był w sklepie internetowym marki MAC, obecnie niestety nie można go zamówić, więc jeśli chciałybyście go przetestować czy być może nawet nabyć to wizyta w sklepie MAC będzie konieczna.

Pozostałe 3 odcienie możecie podejrzeć TU.

 

♥︎♥︎♥︎ 5 x Kiehl's ♥︎♥︎♥︎

Uroda

Heeej kochani!

Wiem, wiem ➤ preferujecie świeżutkie wpisy z samego rana. Nawet nie wiecie jak miło mi jest, gdy czytam, że spędzacie ze mną czas w autobusie, na nudnej lekcji czy wykładzie, gdzie w obu przypadkach osoba prowadząca zajęcia nie porywa Was prezentowanym tematem. Oczywiście czuję się w obowiązku, aby napisać, że w szkole warto być w pełni skupionym na danym przedmiocie, ale nie jestem jeszcze starym piernikiem i dobrze pamiętam jak to jest spędzić w ławce 2 godziny i ubolewać nad sposobem prowadzenia zajęć. Wychodzę więc z założenia, że jeśli wykładowca nie przykłada się do wykonywanego przez siebie zawodu, nie przygotowuje się do zajęć, swoją obojętnością i brakiem entuzjazmu obrzydza przedmiot rozważań to idealną odpowiedzią na taką postawę jest przeglądanie ulubionych blogów hahaha:D A więc z jakiego powodu dzisiaj nowych treści do zgłębienia nie opublikowałam? W weekend szalałam na zakupach w Empiku, czego efektem była siata pełna interesujących mnie książek. Na pierwszy ogień poszedł Marsjanin (Andy Weir) i tak się wciągnęłam, że pochłaniałam rozdział za rozdziałem ♥︎♥︎♥︎. Wobec czego za przygotowywanie wpisu 5 x Kiehl’s wzięłam się z drobnym opóźnieniem.

Marka Kiehl’s na rynku amerykańskim funkcjonuje już od 1851 roku. Z drobnym opóźnieniem, opiewającym na nieco ponad 160 lat, jej bogaty asortyment dostępny stał się również i w naszym kraju. We wrześniu 2014 roku miało miejsce wielkie otwarcie butiku Kiehl’s w warszawskiej Arkadii. Lepiej późno niż wcale prawda? Prawda! Szczególnie, że Kiehl’s ma w swojej ofercie tak ogromną gamę produktów, że ciężko jest przejść obok nich obojętnie. Ja co prawda w pierwszym polskim sklepie marki nie miałam jeszcze okazji być, natomiast wielokrotnie, korzystając z pobytu poza granicami państwa, zachodziłam do punktów sprzedaży w kilku europejskich stolicach. Ostatnia taka wizyta miała miejsce w połowie zeszłego miesiąca, kiedy to będąc w Paryżu upatrzyłam sobie 2 kosmetyki. Trafiły one na moją wishlist i mam zamiar sprawić je sobie w ramach imieninowego prezentu na początku grudnia. Nie ukrywam, że oprócz słynnego kremu pod oczy Creamy Eye Treatment with Avocado (1) oraz roztaczającego zniewalający zapach masła do ciała Creme de Corps Soy Milk & Honey Whipped Body Butter (4) w oko wpadły mi także 3 inne kosmetyki. Do tego zaszczytnego grona załapała się również oczyszczająca maska do twarzy Rare Earth Deep Pore Cleansing Masque (2) oraz 2 produkty do ciała, które stanowią doskonałe uzupełnienie wyżej wspomnianego kremu. To krem myjący Creme de Corps Nurturing Body Washing Cream (3) i peeling Creme de Corps Soy Milk & Honey Body Polish (5). Są to jednak produkty, które owszem są interesujące, a ich stosowanie zapewne niesamowicie przyjemne, jednak muszą ustąpić miejsca tym, wobec których mam większe oczekiwania. O kremie pod oczy z Avocado krążą opowieści, że dla skóry jest tym, czym odżywka dla włosów, natomiast także w samych superlatywach opisywane jest nawilżające i odżywiające działanie kremu do ciała. Nie są to produkty tanie, ale mam nadzieję, że ich działanie będzie na tyle efektywne, że zachwycona rezultatem ich stosowania będę w stanie zapomnieć o cenie. 

A Wy Kiehl’sową inicjację macie już za sobą? Miałyście kiedykolwiek styczność z tą marką?

Miłego wieczoru!

Buziaki,

Logo CallMeBlondieee

POST NIE JEST SPONSOROWANY.