@steph_pacca ➤ moja sylwetkowa inspiracja

Polecam

Heeej kochani!

Bardzo często dostaję od Was pytania o to do jakiej wagi, jakich wymiarów i jakiej sylwetki dążę. Niezmiernie ciężko jest mi na to pytanie udzielić odpowiedzi, gdyż cele, o których zrealizowaniu marzyłam do sierpnia tego roku, już za mną. Choć od samego początku (tj. od 1.12.2014) naprawdę bardzo w siebie wierzyłam to nie myślałam, że na miesiąc przed planowanym urlopem założę strój kąpielowy i pierwszy raz w życiu stojąc przed lustrem powiem sobie ➤ jestem dumna z tego co udało mi się osiągnąć! I nie chciałabym, abyście zrozumiały mnie opacznie, bo nie wydaje mi się, że teraz mam tak doskonałą sylwetkę, że wszyscy padną z wrażenia. Są tysiące dziewczyn, które mogą pochwalić się smukłymi, długimi nogami, ale umówmy się, że w tej konkurencji startu nie miałyśmy równego. Natury się nie oszuka. Nigdy w życiu nie byłam osobą szczupłą i w 100% zdrową, a teraz pomimo że niewiele się w tych kwestiach zmieniło to czuję się wyśmienicie. Myślę, że moim celem jest dalsze harmonijne rozwijanie swojego ciała i pokazywanie innym, że nawet mając gorszy start i kłody pod nogami w postaci różnych ułomności organizmu, da się osiągnąć wszystko, ale wymaga to ogromu pracy i wytrwałości. Bez problemu mogę natomiast odpowiedzieć na pytanie o to czyją sylwetkę podziwiam i do jakiej chciałabym się zbliżyć. Tutaj nie mam najmniejszej wątpliwości ➤ @steph_pacca to dla mnie kwintesencja kobiecości.

@steph_pacca 2

Absolutnie nie chciałabym nikomu z Was narzucać swojego zdania i wmawiać, że to sylwetka, która każdemu musi się podobać. Prawda jest taka, że każdy z nas ma prawo gustować zupełnie w czymś innym. Jedni uwielbiają bardzo szczupłe kobiety, inni szczupłe, ale wysportowane. Dla jeszcze  innych ideałem kobiecej sylwetki jest ta z krągłościami tu i ówdzie, a znam i takich, którzy zerkają tylko na kobiety plus size. I to jest dla mnie świetne, a o gustach nie wypada dyskutować. Ja mogę przedstawić tylko swoją wizję idealnej kobiecej sylwetki i jest ona względnie szczupła, ale krągła w tych miejscach, które uważane są za atrybuty kobiecości. Podobają mi się sylwetki delikatnie umięśnione, po których widać, że ich wypracowanie wiązało się z niemałym nakładem czasu i samodyscypliny. Jednak wszystko w granicach rozsądku, gdyż jestem zdania, że jednak kobieta od mężczyzny chociaż kilkoma niuansami powinna się różnić hahaha:D 

Jestem bardzo ciekawa kto jest Waszym ideałem kobiecej sylwetki i czy przedstawiona przeze mnie @steph_pacca wpadła Wam w oko?

Na swoim instagramowym koncie zgromadziła niemalże 600 tysięcy obserwatorów, co dobitnie świadczy o tym, iż nie tylko ja jestem pod wrażeniem jej ciała.

Możecie ją śledzić TU.

Spokojnego wieczoru!

Buziaki,

Logo CallMeBlondieee

POST NIE JEST SPONSOROWANY.

Skoncentrowany żel z serii Lirene Ujędrniający Lifting

Uroda

Heeej kochani!

Chyba pokuszę się o zapoczątkowanie serii CMB MARUDZI, po to, aby takie produkty, jak ten, do omawiania którego za moment przejdę, miały swój zaszczytny kącik. Dzisiejszy niezbyt pochlebny wpis poświęcony będzie skoncentrowanemu żelowi z serii Lirene Ujędrniający Lifting.

Wiecie, że po produkty ujędrniające, wyszczuplające i antycellulitowe sięgam od wielu lat. Jestem w tym bardzo konsekwentna, gdyż uważam, że jedynie regularne ich stosowanie przynosi zadowalające rezultaty. Oczywiście nie wierzę w cuda. Dlatego też opisy producentów dzielę przez 2, ale naprawdę sądzę, iż stosowanie tego typu produktów ma sens. W mojej ocenie jędrne i smukłe ciało to w 60% zasługa diety i w 30% aktywności fizycznej. Jeśli zatem dajemy z siebie te 90%, to dlaczego pozostałe 10% nie miałoby nam zostać przez kogoś lub coś podarowane? Te 10% to pole do popisu dla stosowanych kosmetyków. Do grona moich ulubieńców zaliczam produkty marki Ziaja, Eveline oraz Evree. Cena każdego z nich jest niska lub korzystna w stosunku do wydajności, co jest niezmiernie ważne biorąc pod uwagę, że zużywam ich na tony. Ok, może kilogramy. I o ile nie szukałam nowego kosmetyku do stosowania w ramach wieczornej pielęgnacji – zużywam drugą butelkę olejku Super Slim z Evree i nie planuję zmian, to jednak używanie w kółko masła i serum drenującego Ziaja z serii Rebuild czy serum Eveline, po prostu mi się znudziło. W Dzień Dziecka buszując w Rossmannie, postanowiłam sprawić sobie coś nowego. Coś, co doskonale będzie nadawać się do stosowania po porannym treningu, zatem coś szybko wchłaniającego się. W oczy rzuciło mi się piękne limonkowe opakowanie produktów z serii Lirene Ujędrniający Lifting. I choć cena nie była niska (ok 20zł/250ml) to postanowiłam zaszaleć, bo to w końcu był Dzień Dziecka! 

Lirene ujędrniający lifting skoncentrowany żel 2

Skoncentrowany żel napinająco-ujędrniający z serii Lirene Ujędrniający Lifting to produkt wzbogacony w kompleks Lift Up, pochodzący z ekstraktu z czerwonej algi, która zapewnia szybki, skuteczny i długotrwały efekt napięcia skóry. Szkoda, że producent nie informuje, że owe napięcie spowodowane jest jej spektakularnym ściągnięciem i przesuszeniem. Po ponad 3 tygodniach codziennego stosowania, nie mam ochoty sięgać po niego w kolejnych dniach. A wiecie, że wyrzucanie niezużytych kosmetyków mi się nie zdarza. Tutaj jednak zrobię wyjątek. Stosowanie żelu jako krok pierwszy, a późniejsze nakładanie masła nawilżającego w celu odratowania skóry jest dla mnie bezsensowne i zabierające zbyt dużo czasu. Na całe szczęście produktu zostało dosłownie na dnie butelki, więc wyrzutów sumienia z pewnością nie doświadczę. Zresztą to nie ja się powinnam przejmować, tylko producent, którego delikatnie mówiąc poniosło przy składaniu obietnic w odniesieniu do skuteczności produktu. 

Lirene ujędrniający lifting skoncentrowany żel 3

Wyraźne wzrost napięcia skóry? TAK, ale dodatkowo jej przesuszenie.

Poprawa jędrności skóry? NIE.

Wygładzenie? TAK, ale to efekt do kolejnej kąpieli. 

Uelastycznienie skóry? NIE.

No cóż, widocznie jestem dużo bardziej wymagającą konsumentką, niż grupa 25 kobiet poddanych testom in vivo. Ale żeby tak dramatycznie nie kończyć to przyznam, że produkt nie jest totalnym bublem i jakieś światełko w tunelu dla niego widzę. Powoduje natychmiastowe napięcie skóry, więc efekt wizualny jest widoczny, a że do pierwszej kąpieli to inna sprawa hahaha:D Z pewnością na wyróżnienie zasługuje fakt, iż momentalnie się wchłania nie zostawia tłustej czy lepkiej warstwy na skórze i po 3 minutach spokojnie możemy założyć ulubione jeansy. Również zapach bardzo przypadł mi do gustu – mocno cytrusowy i orzeźwiający. Butelka jest poręczna i ciesząca oko. 

Lirene ujędrniający lifting skoncentrowany żel 4

Podsumowując ➤➤➤ jeśli Wasza skóra jest sucha, a Wy nie lubicie się bawić we wielostopniową pielęgnację ciała to wybierzcie dla siebie inny produkt. Piękny zapach i ciesząca oko butelka nie sprawią, że sięgnę po ten kosmetyk ponownie, bo to nie tego oczekuję od ujędrniającego żelu do ciała. Oczywiście sięgając po żel nie spodziewałam się szałowego nawilżenia skóry, jednak w przeszłości nigdy z tak przesuszającym ciało specyfikiem się nie spotkałam. Choć nie! Właśnie mi się przypomniało, że podobne odczucia towarzyszyły mi podczas stosowania próbki żelu Clarins, o którym pisałam TU. Podobny dramat. Wnioski są bardzo proste ➤➤➤ z podkulonym ogonem wracam do ulubieńców z Eveline i Ziaji. Żel z Lirene mogę polecić tylko tym z Was, które chcą natychmiastowego napięcia i wygładzenia skóry, ale nie mają najmniejszego problemu z jej przesuszaniem i na co dzień w ogóle nie sięgają po balsamy nawilżające? Są w ogóle takie osoby? 

Jestem bardzo ciekawa czy miałyście styczność z którymkolwiek z produktów z serii Lirene Ujędrniający Lifting czy macie swoich ulubieńców, których nie zdradzacie?

Buziaki,

Logo CallMeBlondieee

POST NIE JEST SPONSOROWANY, A PRODUKT KUPIONY PRZEZE MNIE.

ZAKUPY: Filtry do ciała ➤ Lancaster & La Roche-Posay

Polecam, Uroda

Heeej kochani!

Ostatni wpis zaczęłam aż dziwnie jak na mnie, bo od narzekania, a że w przyrodzie musi zachodzić równowaga, to dzisiaj jestem pełna optymizmu. Podejrzewam, że nie bez znaczenia jest fakt, iż wspomnę dzisiaj o zakupach poczynionych z myślą o moim sierpniowym urlopie. A wiadomo, że jeśli mowa o zakupach i to w połączeniu z planami urlopowymi to każdemu micha się cieszy ♥︎♥︎♥︎ Co prawda do wyjazdu zostało jeszcze 6 tygodni, więc teoretycznie czasu na ewentualne zakupy mnóstwo, jednak biorąc pod uwagę jakim gorącym miesiącem będzie dla mnie lipiec to wolę wszystko mieć przygotowane już teraz. Dzisiaj chcę Wam przedstawić mój przeciwsłoneczny arsenał do ciała, gdyż o tym do twarzy mam zamiar nagrać filmik. Gwiazdami tego wpisu będą zatem filtry do ciała, a konkretniej te marki Lancaster i La Roche-Posay.

Filtry do ciała - Lancaster & La Roche-Posay 2

O niesamowitej oliwce do ciała marki Lancaster  ➤ Lancaster Satin Sheen Oil Fast Tan Optimizer SPF 30 wspominałam już wielokrotnie. Powód jest jeden i zapewne wszystkim z Was doskonale znany. To produkt bez którego nie ruszam się na urlop, bo to cud zamknięty w 150ml butelce. Mówiłam, że w cuda nie wierzę? Dobra, raz chyba mogę nie być słowna prawda? Olejek marki Lancaster zawiera filtr o faktorze 30, a przy tym wzbogacony jest o przyspieszacz opalania. To zestawienie zbawiennie dla każdego albinosa, który chce delikatnie przybrązowić swoją skórę w bezpieczny sposób. Nigdy w życiu, a to będzie już mój 3 sezon z Satin Sheen Oil, nie zdarzyło mi się oparzyć skóry podczas jej stosowania. A dodam tylko, że moja skóra w mniej niż 10 minut ulega poparzeniu, gdy wystawiona jest na działanie promieni słonecznych bez żadnego zabezpieczenia. Jednym słowem ➤ #callmeskwarka. Wiem, że cena tego olejku jest iście szokująca i wynosi 129zł / 150ml, jednak swoją opaloną skórę we względnie bezpieczny sposób wyceniam na znacznie wyższą kwotę. Ponadto oczywiście olejku nie kupiłam za jego cenę regularną tylko skorzystałam 20% opustu w Perfumerii Sephora. Czy wyszło dużo taniej? Nie, ale prawie 30zł oszczędności to zawsze coś. Jeśli macie ochotę zapoznać się ze szczegółową recenzją Lancaster Satin Sheen Oil i dowiedzieć się jakie są inne jej zalety to zapraszam do zgłębienia osobnej recenzji. Możecie to zrobić TU. A ewentualny zakup możecie poczynić TU

Filtry do ciała - Lancaster & La Roche-Posay 3

Drugiego widocznego na zdjęciu produktu ➤ La Roche-Posay Anthelios XL mleczka z filtrem SPF 50+, jeszcze nie stosowałam. A uogólniając, to nigdy w życiu nie używałam produktów do ciała tej marki. Pewnie, dlatego że o ich cenie można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że jest korzystna. Jeśli co roku wyjeżdżałam tylko na weekend nad nasze piękne morze, to nie widziałam sensu, aby inwestować 60-70zł w kolejny kosmetyk do opalania. Teraz jednak sytuacja się zmieniła, bo nie dość, że nasz urlop będzie trwać cały tydzień (szoook!) to jeszcze będziemy się smażyć na południu Francji, gdzie słońce operuje naprawdę intensywnie. Dlatego też z myślą o jak najlepszej ochronie naszej skóry postanowiłam szarpnąć się na pierwszy filtr do ciała z La Roche-Posay. Jest on o konsystencji mleczka i jak na SPF 50+ to nie jest ono aż tak gęste czy tłuste jakbym się tego spodziewała. O wrażeniach dotyczących jego stosowania oczywiście opowiem Wam po powrocie z wakacji. 

Filtry do ciała - Lancaster & La Roche-Posay 4

Chcę Wam jeszcze wspomnieć o tym, iż ceny produktów La Roche-Posay mogą być bardzo zróżnicowane w zależności od miejsca zakupu. W aptekach internetowych jest nawet o 15-20% taniej, a i łatwo natknąć się na dodatkowe ciekawe oferty, np. darmowe próbki czy miniatury. Ja wyjątkowo swoje mleczko kupiłam w Superpharm, gdyż oprócz produktu do ciała, brałam również drugi do twarzy i dostałam 2 zestawy miniatur, które na upały będą jak znalazł. W skład takiego mini zestawu wchodzi kojący żel po opalaniu Posthelios (poj. 40ml) oraz woda termalna (poj.50ml). 

Jeśli któryś z wymienionych produktów miałyście okazję stosować to dajcie znać o swoich wrażeniach. 

Z chęcią również dowiem się jakie są Wasze ulubione filtry do ciała, bo pokładam wielką nadzieję, że je stosujecie. Jak nie to będzie lanie!

Buziaki,

Logo CallMeBlondieee

POST NIE JEST SPONSOROWANY, A FILTRY KUPIONE PRZEZE MNIE.

♥︎ Sandały na platformie z H&M ♥︎

Moda, Polecam

Heeej kochani!

Nie lubię zaczynać nowego wpisu od wyrażenia, choćby jednym zdaniem, swojego niezadowolenia, no ale dzisiaj inaczej się nie da! Człowiek wstaje pełen energii do działania i pracy, we względnie dobrym humorze, zerka w okno ➤ a tam znowu 50 Shades of Grey. Rozumiem, że w przyrodzie musi być zachowana równowaga, ale latem, o ile dobrze pamiętam z zajęć z przyrody, powinno, w naszej strefie klimatycznej, być całkiem ciepło i słonecznie prawda? Tymczasem, zgnilizna opanowała moje miasto i cholera jedna nie chce odejść. Zapewne aż do końca tygodnia. Może by mnie to tak nie oburzało, gdyby nie fakt, iż moje nowe sandały na platformie z H&M chcą być noszone! Mimo niezbyt sprzyjających warunków pogodowych, to dzisiaj właśnie im poświęcę osobny wpis, bo Wasze komentarze na Instagramie (możecie mnie śledzić TU) pokazały, że warto napisać o nich ciut więcej.

Ci z Was, którzy odnaleźli mnie na YT, już za czasów początku mojej działalności, mogą gdzieś w pamięci mieć jeszcze obraz moich ukochanych sandałów z Deichmann. Rysopis ➤ wykonane ze skóry ekologicznej w odcieniu brązowym, na stabilnym obcasie w kształcie klocka, tak wygodne, że mogłabym w nich pójść na koniec świata i prezentujące się doskonale. W skrócie ➤ idealne sandały na lato. Niestety, po kilku latach noszenia, w końcu musiałam się z nimi rozstać. Mimo, iż bardzo o nie dbałam i zawsze, kiedy bliskie już były stanu śmierci klinicznej, biegłam z nimi do ulubionego szewca, to jednak po kilku sezonach nadawały się tylko do kubła na śmieci. Od tego czasu, a uwierzcie, że upłynęło go sporo, nie mogłam odnaleźć pary, która poprzednią mogłaby mi zastąpić. Niby nie oczekiwałam cudów, bo chciałam, aby nowe sandały względnie pasowały do każdego letniego stroju, a więc były w neutralnym kolorze. Oprócz koloru interesował mnie oczywiście obcas – najchętniej grubas typu klocek. No i trzecie, zapewne oczywiste, ich wygoda i komfort noszenia na stopach. Dzisiaj przychodzę z parą sandałów, która w powyższe 3 punkty wpisuje się znakomicie! A gdy jeszcze dodam, że moja cena zakupu znacznie różniła się od ceny regularnej to uzyskujemy 4 x TAK.

H&M Sandały na platformie 2

Sandały na platformie z H&M to moje nowe ulubione buty na lato! Są tak wygodne, że po prostu nie czuć ich na stopach, choć mogą wyglądać ciężkawo. Obcas imitujący drewniany, wykonany jest tak naprawdę z tworzywa sztucznego, dzięki czemu buty są bardzo lekkie. Przy tym tak wygodne, jakby były płaskie. Obcas ma 12 cm, ale jest bardzo stabilny, a 3cm platforma z przodu sprawia, że absolutnie tej wysokości nie czuć. I nie, nie mówię tego, bo ♥︎♥︎♥︎ szpilki, a im są wyższe, tym ♥︎♥︎♥︎ je bardziej. Te sandały na platformie to świetna opcja nawet dla tych z Was, które w wysokich butach nie czują się zbyt swobodnie. Pozostaje tylko wybór koloru. Czarne czy może te w odcieniu pudrowego różu? Gdybym znalazła swój rozmiar, najbardziej oklepany ze wszystkich (37), to brałabym oba! Póki co na stronie internetowej H&M, gdzie czarne sandały są przecenione ze 129 na 90zł, wybrałam właśnie je, gdyż jaśniejsze nie były już dostępne. Aaa no i odnośnie ceny to jeszcze nie koniec opowieści. Skorzystałam również z opcji dodatkowego 15% opustu i darmowej wysyłki (na początku miesiąca) i tym oto sposobem czarne sandały na platformie z H&M stały się moje za 77zł. I to jest dobry deal! Teraz tylko ogarnę jakieś delikatne płaskie sandałki w niskiej cenie (zapewne z CCC) i jestem gotowa do sezonu letniego, a co ważniejsze – mojego upragnionego urlopu, który już za 6 tygodni. 

Wy moje drogie w tym sezonie planujecie zakup nowej pary sandałów czy macie swoje ulubione nabyte sezon czy kilka sezonów temu? 

Miłego dnia!

Buziaki,

call2

POST NIE JEST SPONSOROWANY, A SANDAŁY KUPIONE PRZEZE MNIE.

Ps. Sandałki w sklepie internetowym H&M możecie podejrzeć TU.

Ps. 2 Sandałki  w odcieniu pudrowego różu, ponownie są dostępne w rozmiarze 37, więc jak ktoś w potrzebie to brać szybko hahaha:D