Kwietniowy plan treningowy & plan na kolejny miesiąc

Polecam

Heeej kochani!

Serdecznie przepraszam Was za bidę postową, która przez ostatnie dni wkradła się na bloga. Nasi rodzicie, (nie nie rodzice wszystkich czytelników – obyśmy nie mieli tych samych hahahaha;D) wypoczywają na zasłużonych wakacjach, więc z siostrą próbujemy dzielić czas pomiędzy pracę, życie osobiste i opiekę nad babcią, a na bloga już doba stała się zbyt krótka. Jednak dzisiaj, dzięki krótkiej drzemce ponownie zawitały do mnie siły witalne i zabieram się za tworzenie nowego wpisu. Biorąc pod uwagę jak bardzo przypadł Wam do gustu post z początku marca (TEN), w którym zamieściłam podsumowanie moich treningów wykonanych w lutym i marcu, dzisiaj przychodzę z jego kontynuacją. Zatem zapraszam na post, w którym opowiem o tym jak wyglądał mój plan treningowy w kwietniu, jakie dzięki niemu uzyskałam efekty i co planuję na kolejny miesiąc. 

Jak wyglądał mój plan treningowy w kwietniu? Odpowiedź poniżej.

Jak często ćwiczyłam?

Nie tak często i nie w takiej konfiguracji dni, jakbym sobie tego życzyła. Jednak nie wynikło to z lenistwa czy szukania wymówek, a faktu iż każdy weekend spędzałam poza domem. Były takie weekendy, które poświęciłam dla siebie, ale i takie, które spędziłam na wyjazdach służbowych. Bez względu na powód wyjazdu, efekt był ten sam – brak możliwości zaliczenia porządnego i pełnego treningu w sobotę i niedzielę. Dlatego też, choć nie jestem fanką ćwiczenia kilka dni z rzędu, plan treningowy ustaliłam sobie od poniedziałku do piątku. Jednak przyznam szczerze, że i z piątkiem bywało różnie. Zatem jak często ćwiczyłam? Najbardziej szczerą odpowiedzią jest 4 -5 razy w tygodniu. 

Co ćwiczyłam?

Oj w przypadku tego punktu już żalić się nie będę, gdyż ćwiczyłam głównie z moimi guru – dziewczynami z duetu Tone It Up! Ja po prostu je uwielbiam! Mimo ogromnego sukcesu, który niewątpliwie osiągnęły, pozostały sobą. Choć ćwiczę głównie z Katriną, to i Karena mnie do siebie przekonuje. Dziewczyny są sympatyczne, naturalne, ale niech Was nie zmylą ich śliczne buźki – dadzą taki wycisk, że Wasze mięśnie je pokochają. O ile po pierwszym treningu ich nie znienawidzą hahahah:D Oprócz ćwiczeń z Tone It Up, które za chwilę omówię bardziej szczegółowo, do swojej aktywności włączyłam również typowy trening kardio – jazdę na rowerze stacjonarnym. Jazda na nim stała się nieodłączną częścią każdego mojego treningu. W zależności od pory jego wykonywania stawiałam na 30 minut (przy treningu porannym) bądź 45 (przy wieczornym).

W poniedziałki, środki i piątki stawiałam na trening poranny. Trening poranny oznacza dla mnie ten, chwilę pod przebudzeniu i na czczo. Z racji tego, iż bezpośrednio po przebudzeniu biorę leki, a nie później niż godzinę od ich przyjęcia muszę zjeść śniadanie, dlatego też mój poranny trening nie może trwać dłużej niż 60 min. Ne ukrywam, że był on bardzo intensywny i czułam jak podkręca mój metabolizm. A właśnie na takim wycisku i takim efekcie zależało mi z samego rana. Zatem po przebudzeniu wskakiwałam w strój sportowy i wsiadałam na rower. Nie było czytania ulubionego magazynu czy oglądania dupereli tylko ostre pedałowanie. Na rowerze spędzałam dokładnie 30 minut, w ciągu których pokonywałam trasę 14-15km i spalałam masę kalorii. Czasem stawiałam na wysiłek bardzo intensywny, ale w miarę jednostajny, w innym dniu na interwały. W przypadku interwałów minutę pedałowania ile sił w fabryce CMB przeplatałam 3 minutami spokojniejszej, ale na pewno nie ślimaczej jazdy. 

Po 30 minutach na rowerze zabierałam się za trening na nogi i pośladki, jednak zwracałam uwagę na to, aby nie trwał on dłużej niż kolejne pół godziny. Zaczynałam od Lift & Tone Booty Routine with Katrina (12min), a kończyłam na Bikini Series – Inner & Outer Thighs Routine (13min). Na koniec oczywiście rozciąganie.

We wtorki i czwartki, kiedy ćwiczyłam wieczorem stawiałam na dłuższy trening kardio i zestaw ćwiczeń masakrujący mięśnie brzucha. Jednak nie tylko. Na rowerze śmigałam 45 minut, a następnie sięgałam po moje ukochane rosyjskie odważniki kettlebell – we wtorki po ten o wadze 8, w czwartki o wadze 4 kg. Przez pierwsze 6 minut katowałam mięśnie brzucha z Kareną – Sleek & Slender Abs, a przez 36 minut oddawałam się treningowi z Katriną – Kettle Toning. Dalszy ciąg nazwy treningu idealnie oddaje wykonywane ćwiczenia – blend of toning, yoga & kettlebells. Po takim treningu padałam na twarz i przechodziłam do rozciągania. Takie połączenie ćwiczeń w teorii powinno oddziaływać głównie na mięśnie brzucha, jednak z racji wykonywania ich przy użyciu kettlebell wycisk dostają i ramiona, i barki, i pośladki, i nogi. Jednym słowem – full body workout:) 

Sposób odżywiania?

Jestem pewna, że w sposób wyczerpujący omówiłam go w poprzednim poście z tej serii – TU. Z racji tego, że bardzo krótko śpię, zazwyczaj w kwietniu przyjmowałam 6 zamiast 5 małych posiłków dziennie, a trenowałam bardziej intensywnie niż w marcu, dlatego też nieco zwiększyłam ilość kalorii przyjmowanych w ciągu dnia. Z 1400 na 1500 i tego w kolejnych miesiącach będę się trzymać. Przypominam, że moim celem nie jest dążenie do uzyskania konkretnej wagi, a utrzymanie jej i niedopuszczenie do tego, aby chora tarczyca szalała. Chcę wyglądać zdrowo, relatywnie szczupło na tyle ile jestem w stanie to zrobić i być po prostu najlepszą wersją siebie. Jeśli Wasz organizm jest zdrowy i funkcjonuje prawidłowo to przy bardzo intensywnych treningach co najmniej 4-5 razy w tygodniu, proponowana przeze mnie ilość kalorii to zdecydowanie za mało. I w tym wypadku nie bierzcie ze mnie przykładu. 

Wyniki? 

Wyniki z dnia 1.05, w porównaniu do 1.03:

Wzrost: 170cm

Waga: 60.5 kg (-0,4kg)

Wymiary:

Biust: 95.5cm (+0.5cm -> ćwiczenia z kettlebell?) / Talia: 62cm (-2cm) / Biodra: 96 cm (-1cm) / Udo: 57.5cm (-1cm) / Łydka: 39cm (bez zmian)

Wyniki? Są, są, są!:) I nie mówię tu o jakimś szalonym spadku wagi, ale widzę po moim ciele, że obecnie jest w naprawdę dobrym stanie, a nawet najbardziej problematyczny obszar mojego ciała, czyli wieczne spuchnięte nogi wyglądają całkiem dobrze. Przede wszystkim nie pamiętam już co to cellulit, a kiedyś miałam już baaardzo zaawansowany 3 jego stopień i ogromne problemy z opuchnięciem ciała. Mega jestem zadowolona z wymiarów mojej talii, a i nie ukrywam, że dawno takich obwodów jeśli o uda chodzi nie miałam. Kiedyś – 5 lat temu, kiedy jeszcze nie wiedziałam, że choruję na niedoczynność tarczycy, przez ponad 2 miesiące byłam na (jak ja to nazywam) – niemal głodówce i tylko wtedy ważyłam mniej, miałam mniejsze obwody, a i tak wyglądałam na znacznie grubszą niż teraz. Jak to możliwe nie wiem, ale to z pewnością sprawdzone. Ważyłam wtedy jedynie 56 kg, a wiele z Was pisze – Basiu co zrobiłaś, że tak bardzo schudłaś od czasu nagrania pierwszego filmu na YT. Dziwna sprawa, ale cieszę się, z tego jak teraz moja walka o najlepszą wersję siebie wygląda. Jest zdrowo, przyjemnie i choć po treningu wyglądam jak spocony, czerwony i rozczochrany szczur to czuję się bardzo dobrze i nawet z inną chorobą, z którą walczę jest mi mierzyć się jakoś łatwiej. 

Obecnie zaczynam już 6 miesiąc walki i mimo, że zapewne moje wymiary czy waga dla niektórych z Was nie jest żadnym osiągnięciem to dla mnie jest to krok milowy do normalności. Kiedyś potrafiłam miesiącami się głodzić, a później nadrabiać to z nawiązką, ale teraz po prostu kontroluję to, co się z moim organizmem dzieje i co tu dużo mówić (przepraszam za wyrażenie) czuję się zajebiście:) 

Plan na kolejny miesiąc?

Nie planuję dużych zmian, jednak piątkowy trening wypada i w ten dzień robię sobie wolne. Trening czwartkowy przesuwam na sobotę, gdyż w czwartek i niedzielę będę stawiać na basen. Bardzo się za regularnym pływaniem stęskniłam, gdyż kiedyś nawet startowałam na zawodach i mogłam dosłownie mieszkać na pływalni! Podsumowując – poniedziałek  i środa to dzień treningu na pośladki i nogi, wtorek i sobota zostaniem ochrzczona mianem szlifowania brzucha, a w czwartek i jeśli się uda to również w niedzielę będę pływać. 

Tak wyglądał mój kwietniowy plan treningowy, a wiecie już również z czym będę się mierzyć w tym miesiącu. Pamiętajcie, że najważniejsze jest to, żeby wykonywany rodzaj aktywności fizycznej Was cieszył i sprawiał przyjemność. Efekty zawsze przyjdą! U innych po 6 miesiącach wylewania siódmych potów, a u innych po miesiącu. Uwarunkowań genetycznych czy skłonności organizmu się nie zmieni, ale silną wolą i wytrwałością jesteśmy w stanie zmienić naprawdę wiele! Nie oglądajcie się więc na ciała wygładzonych w programach do obróbki modelek czy aktorek, nie spoglądajcie na koleżankę, która o 22 wcina McChickena z frytkami, a i tak zachowuje świetną sylwetkę. Skupcie się na sobie i stańcie się najlepszą wersją własnej siebie, a wtedy gwarantuje, że będziecie z siebie zadowolone. A na plaży zamiast spaceru brzebiegem morza z pareo wielkości koca piknikowego będziecie hasać w takim bikini jakie tylko sobie wymarzycie i sprawicie, bo co? Bo będzie się na Was nieziemsko prezentowało! 

Więc moje kochane do dzieła, bo bikini body nie zrobi się samo! Trzymam za Was kciuki i gorąco z Was wierzę, bo jak nie Wy to kto ma dać radę?

Dajcie znać jak Wy dbacie o swoją sylwetkę, jestem też ciekawa Waszych efektów!

Buziaki,

call2

POST NIE JEST SPONSOROWANY, ZRESZTĄ CO BY MIAŁO W NIM BYĆ?

 Ps. Macie ochotę na post z podsumowaniem moich wyników, które osiągnęłam przez 6 miesięcy (czyli za miesiąc)?

1 czerwca stuknie równe pół roku, więc może bardziej wizualny przekaz da Wam większą motywację? 

There are no comments, add yours