LONDYN dzień 2, cz. 2: SHOPPING TIME!

Podróże

Witam Was kochane i kochani bardzo serdecznie! Zgodnie z obietnicą zapraszam Was na relację z wyjazdu dzień po dniu:) Dzisiaj czas na ->

 

-> LONDYN dzień 2 (piątek), cz. 2: SHOPPING TIME!

 

Zdjęcia zrobione, więc czas na dojazd do centrum i shooping time! Nasz hotel zlokalizowany był przy stacji Lancaster Gate -> czerwona linia metra (Central Line).  Od centrum dzieliły nas dosłownie 2-3 przystanki w zależności od tego obok jakiego sklepu chciałyśmy wysiąść;) Gdybyście spytały mnie jakie sklepy odwiedziłyśmy to chyba musiałabym wymienić połowę sklepów przy Oxford Street. Każda z nas chciała pójść do innych, więc zgodnie poszłyśmy niemal do wszystkich hahahaha:D

L31

Zaczęłyśmy do tych, na których mi najbardziej zależało, czyli domów handlowych takich jak Debenhams, John Lewis czy House of Fraser, gdzie z uciechą oglądałam kosmetyki i torebki. Nie zapomniałyśmy również o sklepach z ubraniami czy butami i tutaj największym rozczarowaniem okazał się Niketown. 3 piętrowy budynek po brzegi wypełniony rzeczami Nike, dawał nam nadzieję na to, że w końcu znajdziemy idealne buty. Ani ja, ani moja sister takich nie znalazłyśmy. Natomiast idealne adidasy dostrzegłyśmy w sklepie Office i wszystko by  było fajnie, gdyby nie fakt, iż rozmiar, który chciałabym kupić nie istnieje. Buty wypadały na co najmniej pół rozmiaru mniejsze, więc 37.5 było za małe, a 38.5 za duże. Podobno rozmiary pełne nie są produkowane w tej serii, ale coś mi się nie chce wierzyć. Jak będę zdrowa to z pewnością to sprawdzę w naszych sklepach Office😉

Jako kolejny punkt do zaliczenia obrałyśmy sobie zakupy w Victoria’s Secret. Tyle o niesamowitej bieliźnie tej marki słyszałyśmy, a nigdy nie miałyśmy okazji jej nosić. Czas było to zmienić. Sklep VS zdecydowanie nie w moim guście, ale muszę przyznać, że wybór był ogromny. To samo mogłabym powiedzieć o cenach, szoook. Na całe szczęście każdej z nas udało się wybrać coś dla siebie. Na co się zdecydowałam, to oczywiście zobaczycie w haulu w sobotę;)

L21

L2

L20

L3

LLL

L33

Po kilku godzinach buszowania po sklepach nogi nam odpadały- co widać na powyższym zdjęciu;), a poza tym sister zaprotestowała, że jak nie będzie przerwy to ona dalej nie idzie. Poszłyśmy na kawę  do Starbucks i jakoś ją ułaskawiłam;)

L4

Po 15 minutach przerwy buszowanie zostało wznowione, ale chwilę później zaczęło nam burczeć w brzuchach. Jak to mówią- jak nie urok to sraczka;) Na ten obiad zdecydowanie miałyśmy już pomysł. Jak dzień wcześniej na 100% byłyśmy zdecydowane na fish&chips, tak w piątek wiedziałyśmy, że czas na chińskie w China Town. WAN CHAI CORNER na Gerrard Street było nasze. Ja standardowo zamówiłam makaron z kurczakiem, który popijałam chińską herbatą. Pyyycha!

wen chai

L19

Taszczące siaty zakupów i najedzone = ZADOWOLONE. Mogłyśmy wrócić do hotelu.

Po powrocie padłyśmy na łóżko, ale długiej przerwy nie miałyśmy, ponieważ o 19 umówiłyśmy się z koleżanką mojej sister- Justyną. Justyna zabrała nas w niesamowite miejsce- do klubu na 39 piętrze, z którego widok zapiera dech w piersiach!!! Zresztą oceńcie sami:

L

LL

Niestety klub jest taki posh, że chyba cały Londyn postanowił tam pójść na drinka hahaha:D Udałyśmy się do innego miejsca, gdzie było już zdecydowanie spokojniej, a spotkanie uczciłyśmy butelką wina.

L18

Ok 22 wystartowałyśmy ze stacji Liverpool Street i po 15 minutach byłyśmy na dobrze nam znanej Lancaster Gate. Po całym dniu biegania nogi miałyśmy zmasakrowane, ale oczywiście nie przeszkodziło nam to we wczesnym rozpoczęciu kolejnego dnia! Ale o tym więcej opowiem już jutro:)

L6

 

Pozdrawiam,

Callmeblondieee

LLLL

 

There are no comments, add yours