Heeej kochani!
W ciągu 5 lat nagrywania i 2 lat blogowania, na temat moich brwi przeczytałam już chyba wszystkie komentarze świata. I muszę przyznać, że kreatywność ludzi w ich opisywaniu nie zna granic. W zależności od stosowanego do ich podkreślenia produktu, mogłam przeczytać, że wyglądam jakbym wybierała się na casting do filmu o prostytutkach, nastolatkach z wysp (które jak wiadomo od mocnego makijażu z reguły nie stronią) czy albinosach. Były zbyt mocno podkreślone i wyrysowane albo zbyt jasne i rzadkie. No i oczywiście nie zapomnijmy o odcieniu – zbyt chłodnym lub zbyt ciepłym. Czy z tymi opisami moich brwi się zgadzałam? Niby nie, ale w każdym komentarzu było ziarnko prawdy. Moje brwi z natury są ekstremalnie jasne, rzadkie i do tego stopnia liche, że jeśli mam lenia w farbowaniu ich henną to czasem jest mi ciężko w ogóle określić ich dokładnie miejsce położenia hahaha:D Przez wiele lat rynek kosmetyczny nie rozpieszczał konsumentek bogatym asortymentem produktów do wypełniania / podkreślania / ujarzmiania brwi, więc każdy radził sobie jak mógł. Na całe szczęście teraz jest ich ogromny wybór, więc nawet dziewczyny ze szczątkami brwi zamiast pełnych łuków, mogą oszukać naturę. Dla mnie takim produktem jest nowość (ok, nowość sprzed kilku miesięcy) marki MAC Fluidline Brow Gelcreme w odcieniu Ash Blonde.
MAC Fluidline Brow Gelcreme w odcieniu Ash Blonde to pomada do brwi, dzięki której nasze brwi możemy odmienić nie do poznania. I mimo, iż kiedy odkręcimy słoiczek, w której się ona znajduje, to naszym oczom ukazuje się produkt odcieniem zbliżony do odcienia naszej skóry, to proponuję stłumić w sobie okrzyk zdziwienia i poprosić o jej aplikację w salonie MAC. Nie wiem jakim cudem, ale jak widać jakimś, dzięki niemu wszystkie posiadaczki lichych i jasnych brwi będą mogły cieszyć się efektem, o jakim zawsze marzyły. Pomadą można podkreślić brwi w sposób bardzo subtelny, czego ja osobiście nie robię. U siebie preferuję bardziej intensywny efekt, który widoczny jest na zdjęciu. Nie oznacza to jednak, że brwi stają się wulgarne i krzyczą do przechodniów z odległości 50 metrów. Z racji jasnego odcienia, który jest neutralny, kosmetyk doskonale wtapia się w brwi, jednocześnie je zagęszczając i utrwalając włoski. Z jego zakupu jestem szczerze zadowolona, choć cena do niskich nie należy. Za słoiczek mieszczący 3g produktu musimy zapłacić 74zł. Nie jest to mało, choć cena mniej szokuje jeśli porównamy ją do gramatury i ceny podobnego produktu marki Inglot. Okazuje się, że cena pomady z MAC jest wtedy nieznacznie wyższa. Jeśli będziecie miały ochotę to nowości do brwi z Inglot poświęcę osobny post. Jednak od razu mogę Wam zdradzić, że nie jestem nią aż tak zachwycona jak obecnie recenzowanym kremowym żelem do brwi. Na sam koniec dodam tylko że pomada z MAC będzie bardzo wydajna, bo na jedną aplikację używa się jej w naprawdę symbolicznej ilości. Oczywiście produkt w stanie niedalekim od ideału utrzymuje się na brwiach przez cały dzień, nawet ten bardzo długi.
Jestem bardzo ciekawa czy moje brwi w tej odsłonie przypadły Wam do gustu?
Ja mimo początkowego szoku spowodowanego kolorem produktu, zdecydowanie jestem na TAK i to bardzo miła odmiana od mocnych i ciemnych brwi, które preferowałam w poprzednim roku.
Dziękuję za Wasz czas!
Buziaki,
POST NIE JEST SPONSOROWANY.
KOSMETYK ZOSTAŁ KUPIONY PRZEZE MNIE.
Ps.
Produkt w odcieniu Ash Blonde jeszcze do niedawna dostępny był w sklepie internetowym marki MAC, obecnie niestety nie można go zamówić, więc jeśli chciałybyście go przetestować czy być może nawet nabyć to wizyta w sklepie MAC będzie konieczna.
Pozostałe 3 odcienie możecie podejrzeć TU.