Heeej kochani!
Niewiele na co dzień poświęca się im uwagi, ale te z nas, którym choć raz zdarzyło się zapomnieć ich użyć, z pewnością tego dnia do komfortowych zaliczyć nie mogą. Tak, zgadłyście ➡️ ten post poświęcony będzie antyperspirantom. Produktom, które każdego dnia zapewniają nam ochronę przed potem, nieprzyjemnym zapachem i uczuciem braku świeżości. A skąd inspiracja do poruszenia właśnie tego tematu? Niestety wczorajszy dzień pełen był niespodzianek. Kiedy okazało się, że za 10 minut powinnam wyjść z domu to niestety wiele kroków codziennej rutyny musiałam pominąć. I o ile brak makijażu to dla mnie żaden problem, o tyle kiedy już zorientowałam się, że zapomniałam o czymś znacznie ważniejszym to uwierzcie, że nie było mi do śmiechu. Mogę się nie pomalować, mogę nie mieć ułożonych włosów, ale kiedy przy 35 stopniowym upale nie czuję się świeżo i wiem, że lada chwila wokół mnie może zacząć roztaczać się zapach z gatunku niezbyt przyjemnych, to mam ochotę zapaść się pod ziemię. To był mój pierwszy i teraz wiem, że ostatni raz. Awaryjna sztuka trafiła do torebki – tak na wszelki wypadek. Dlatego dzisiaj postanowiłam napisać o dwóch antyperspirantach Nivea Double Effect i przyznać rację wszystkim osobom, które, od zawsze, próbowały przekonać mnie do wersji w kulce, a z których zawsze się nabijałam.
Nivea Double Effect to w teorii produkty, które mają zapewnić nam ochronę przed potem i nieprzyjemnym zapachem przez 48 godzin. Wybaczcie, ale nie sprawdzałam ➡️ preferuję kąpiel czy szybki prysznic 2 x na dobę, a nie raz na 2 doby hahaha:D Natomiast śmiało mogę powiedzieć, że jeśli na nogach jestem do 20 godzin lub kiedy trenuję to owszem może lać się ze mnie pot, ale w strategicznych miejscach sytuacja jest opanowana. Ponadto Nivea Double Effect powinien zostawiać gładką skórę pod pachami na dłużej, co oznacza, że na ich golenie czy depilowanie możemy pozwolić sobie rzadziej. Ups – nie możemy. Nie wierzę w takie bajery i na taki efekt bym nie liczyła. Jednak umówmy się, że nie jest to jakaś tragedia, bo najważniejszy dla każdej z nas jest komfort i świadomość, że otoczenie czuje zapach naszych perfum, a nie efekt sytuacji kryzysowej w okolicy pach.
Nie bez przyczyny w tytule zadałam sobie pytanie KULKA czy SZTYFT? Po antyperspiranty w formie sztyftu sięgam od kiedy pamiętam. Nie wiem ile dokładnie miałam lat, gdy sprawiłam sobie pierwszą sztukę, ale z pewnością było to ponad 10 lat temu. Do tej pory byłam im wierna. Wybaczałam nawet to, czym wszystkie nas denerwują – ubrudzeniem górnej części garderoby przy nieuważnym jej zakładaniu. Jednak opracowałam swoją strategię ubierania i zdarzało mi się to rzadko, ale jednak się zdarzało. Kilka miesięcy temu postanowiłam dać szansę wersji w kulce, gdyż była o kilka złotych tańsza niż odpowiednik z sztyfcie. I teraz uwaga – w razie czego gdyby się ona nie sprawdziła, postanowiłam kupić również sztyft. To się nazywa oszczędność hahaha:D Rozum podpowiadał, że to dobry pomysł, gdyż na pewno z kulką się nie polubimy, a uczucie mokrych pach, po aplikacji produktu, znowu będzie mnie prześladować. Kiedy nadszedł dzień pierwszego użycia antyperspirantu w kulce, owszem nieprzyjemne uczucie pod pachami się pojawiło, ale trwało krócej niż 5 minut. Za to kiedy założyłam czarny top, w sposób umówmy się mocno nonszalancki, to nawet jeden najmniejszy ślad się na nim nie pojawił. Kopara mi opadła. Mogłam odpuścić sobie wygibasy i moją wyćwiczoną przez lata strategię. Szoook! Szoku nie było natomiast jeśli chodzi o ochronę w ciągu dnia, bo wersja w kulce jest tak samo niezawodna jak ta w sztyfcie. I tu czas na przeprosiny osób, z których zawsze się zbijałam, że preferują dzień z mokrą, od antyperspirantu w kulce, pachą. Mieliście racje ➡️ kulki wymiatają, a ja w końcu mogę przyznać Wam rację. A już antyperspirant w kulce Nivea Double Effect mogę polecić szczególnie, gdyż jego cena jest niższa niż innych kulek tej marki (kosztuje 6-7zł w Rossmannie), a przy tym przepięknie pachnie. Zapach nie jest intensywny i nie kłóci się z Waszymi ulubionymi perfumami, ale daje dodatkowe poczucie świeżości. Jak widzicie moje opakowanie zostało zużyte do cna i kiedy tylko to samo stanie się ze sztyftem, od razu wrócę do wersji w kulce.
Pani z polskiego zapewne byłaby uradowana widząc tak obszerną recenzję, Wy mam nadzieję, że wybaczycie, ale chciałam dokładnie nakreślić moją relację z antyperspirantami i polecić ten ulubiony.
Jestem bardzo ciekawa na jaką formę produktu Wy stawiacie?
Sztyft, kulka czy może sprej?
Miłego i komfortowego dnia!
Buziaki,
POST NIE JEST SPONSOROWANY. PRODUKTY ZOSTAŁY KUPIONE PRZEZE MNIE.
Ps.
Wracam do Was z wynikami konkursu (ooo tego), w którym do zgarnięcia był 1 z 5 zestawów
Kérastase Résistance Thérapiste ♥︎
Choć staram się swym językiem nie gorszyć młodszej części czytelników, to jednak statystyki bloga pokazują, że ponad 90% z Was jest pełnoletnia, dlatego też pozwolę sobie napisać, że Wasze #hairconfession były po prostu zajebiste!
Oto te, które zdobywają nagrodę główną czyli zestaw produktów Kérastase Résistance Thérapiste, w skład którego wchodzi odżywka przed kąpielą (200ml), kąpiel (250ml) oraz moje ulubione serum (30ml):
Dziewczyny spisałyście się na medal! Serdecznie gratuluję, a w uznaniu dla Waszych #hairconfession wysyłam zestawy ratunkowe do włosów. Nie zapomnijcie o przysłaniu mi swojego adresu na callmeblondieee@gmail.com.
Za chwilę wyjeżdżam, ale tylko na 2 dni, więc w piątek zestawy będą już w drodze do Was, co oznacza ze od nowego tygodnia moc będzie z Wami;*