Heeej kochani!
Pod koniec września, a więc mniej więcej 2 miesiące temu, na swoim kanale opublikowałam filmik z zakupami. Jednym, wśród kilkunastu pokazanych w nim kosmetyków, było Bielenda Super Power Mezo Serum ➤ aktywne serum korygujące z kwasem migdałowym. Serum to w zamyśle miało być jedynie łagodnym wstępem do bardziej inwazyjnego procesu złuszczania skóry. Jednak biorąc pod uwagę efekty, które stopniowo zaczęłam zauważać, jestem pewna, że zagości w mojej pielęgnacji na stałe. Serum jest niekwestionowanym hitem internetowych rankingów, nie dziwię się zatem, że od tygodni otrzymuję od Was zapytania na jego temat. Czas rozwiać więc wszelkie wątpliwości i zaprosić Was do zgłębienia mojej recenzji tego produktu.
Bielenda Super Power Mezo Serum ➤ aktywne serum korygujące to produkt, w którego składzie znaleźć możemy kwas migdałowy, laktobionowy oraz witaminę B3. Z tego, w jaki sposób owa informacja ukazana jest na butelce, a także na kartonowym opakowaniu, pomyśleć możemy, że każdy z ww składników występuje w produkcie w 10% stężeniu. Wychodzę jednak z założenia, że gdyby serum faktycznie zawierało 10% stężenie kwasu migdałowego to producent informowałby konsumentki o tym fakcie również na ulotce bądź stronie internetowej. Mała nieścisłość, aczkolwiek dla osób, które inicjację z tym kwasem mają za sobą, może być istotna. Na całe szczęście lista składników rozwiewa wszelkie wątpliwości, gdyż możemy dostrzec, że kwas migdałowy znajduje się już na 2, a laktobionowy na 3 miejscu, co oznacza, że w serum ma potencjał do działania.
Zadaniem aktywnego serum korygującego jest ➤ delikatne złuszczanie naskórka, oczyszczenie i zwężenie porów, redukcja błyszczenia skóry, rozjaśnienie przebarwień i dodanie skórze blasku. Produkt wydaje się więc być idealnym dla posiadaczek cery mieszanej i tłustej, które borykają się ze zmianami trądzikowymi, rozszerzonymi porami czy przebarwieniami. Jestem pewna, że poniekąd niemal każda z nas się do tej grupy zalicza. Ja od serum nie oczekiwałam cudów. Sięgnęłam po nie po to, aby wygładzić swoją skórę, pozbyć się nieznośnych grudek, które czasem lubią się pojawiać (oczywiście zawsze raźniej im w towarzystwie), a także odblokować pory. I po 2 miesiącach regularnego stosowania śmiało mogę powiedzieć, że takie właśnie efekty uzyskałam. Serum stosuję na oczyszczoną i osuszoną skórę twarzy. Dzięki wygodnej pipetce, dozowanie i aplikowanie serum jest banalne. Bez najmniejszego problemu możemy uzyskać taką liczbę kropli, na jakiej nam zależy. Mi wystarczają 3-4, co czasem okazuje się ilością aż nadto potrzebną, zdarza się więc, że serum stosuję również na szyję czy dekolt. Nie powiedziałabym, że aplikacja produktu należy do przyjemnych, m.in. ze względu na jego zapach, konsystencję oraz rozprowadzanie się na skórze. Zapach jest charakterystyczny i na pewno nie można zaliczyć go do tych z kategorii ładne i powabne, ale szybko się ulatnia. Konsystencja jest wodno-żelowa, dzięki czemu serum szybko się wchłania, choć początkowo niemiłosiernie lepi się na skórze. Wystarczy mu zaledwie minuta, aby zupełnie się wchłonąć, a tyle jest w stanie wytrzymać każda z nas, aby później cieszyć się efektami.
Serum można stosować codziennie, kilka razy w tygodniu, raz w tygodniu lub nawet rzadziej. Wszystko zależy od stopnia odporności Waszej skóry. Dla mnie najlepszą opcją jest stosowanie go co drugą noc. Produktu nie wspomagam już żadnym innym i jest on jedynym nakładanym na moją skórę. Co drugą noc sięgam po kosmetyk głęboko nawilżający, tak aby pielęgnacja wzajemnie się uzupełniała i odpowiadała na wszystkie potrzeby cery. Serum delikatnie może przesuszać skórę, więc jeśli Wasza ma do tego tendencję to serum możecie wspomóc o krem nawilżający bądź olejek.
Mimo, iż nie zawsze następnego dnia po aplikacji aktywnego serum korygującego mój makijaż prezentuje się tak, jakbym sobie tego życzyła, to jednak, na ten moment, nie wyobrażam sobie, abym miała z jego używania zrezygnować. Czasem dostrzegam suche skórki, ale są one widoczne dopiero z bliska, kiedy twarz mam już niemal rozpłaszczoną w lusterku, zatem kolokwialnie mówiąc – zupełnie mi to wisi. Dla takich efektów mogę kręcić nosem z powodu zapachu czy tego, że serum przez moment klei się na skórze, ale szczerze mówiąc uważam, że to najlepsze serum z kwasem migdałowym, jakie w życiu używałam. Za 30 ml produktu, mieszące się w schludnie wyglądającej buteleczce z wygodną pipetką, płacimy mniej niż 30zł. Przy tak intensywnym używaniu jak moje, serum posłuży na ok 3 miesiące. Całe szczęście, że nie dłużej, bo na opakowaniu widnieje informacja, że produkt jest przydatny do zużycia do 3 miesięcy od daty jego otwarcia. Ja powinnam się w tym terminie wyrobić, natomiast jeśli Wy chcecie owe serum stosować np. nie częściej niż raz w tygodniu to dobrym pomysłem może wydawać się kupienie go z drugą osobą i podzielenie się produktem, tak aby się nie zmarnował i nie przeterminował.
Zapytacie czy widzę w tym produkcie jakieś wady?
Oprócz wcześniej wymienionych, ale raczej średnio istotnych, dodać muszę, że nie zauważyłam ani grama działania rozjaśniającego na moje przebarwienia, ale po serum migdałowym w niewielkim stężeniu takowych się nie spodziewałam. Swoją pielęgnację zamierzam wzbogacić o inny produkt, prawdopodobnie z kwasem glikolowym bądź retinolem, bo to one na mojej skórze są w stanie sprawić większe zmiany. Mimo to Bielenda Super Power Mezo Serum ➤ aktywne serum korygujące serdecznie Wam polecam, bo to produkt w swoim działaniu stosunkowo łagodny, ale i efektywny. Dlatego w mojej pielęgnacji zagości na stałe.
Jestem ciekawa czy miałyście okazję używać ten produkt?
Jeśli tak to podzielcie się ze mną swoimi wrażeniami w komentarzu na dole.
Dziękuję serdecznie za Was czas!
Buziaki,
POST NIE JEST SPONSOROWANY. SERUM ZOSTAŁO KUPIONE PRZEZE MNIE.