Heeej kochani!
Tak jak zawsze zacieram ręce z myślą o poniedziałku, gdyż to nowy tydzień, nowe wyzwania i nowe możliwości, tak w tym tygodniu na realizację czekają wszystkie te rzeczy, które od dawna odkładałam na później. A że później już się nie da, to niestety czas się za nie zabrać już dziś. Jednak, jako że blog, w mojej prywatnej hierarchii ważności, plasuje się na zaszczytnym pierwszym miejscu, najpierw podzielę się z Wami mini relacją ze spędzonego w Kołobrzegu weekendu. Szczególnie, że po publikacji kilku zdjęć na Instagramie (TU) otrzymałam mnóstwo pytań o to, czy jestem zadowolona z poziomu świadczonych w hotelu usług, strefy basenów, strefy SPA i jego lokalizacji. Mowa o Aquarius Hotel Spa&Wellness, czyli 5* hotelu, na który jednak nigdy nie będę w stanie spojrzeć rzetelnym okiem. To tam, 3 i pół roku temu, poznałam mojego mężczyznę i właśnie w ten weekend świętowaliśmy swoją rocznicę numer 3 i pół.
Mimo, iż już kilka weekendów w Aquarius za nami, to nigdy nie wcieliliśmy się w rolę gości hotelowych, więc na temat standardu i typów dostępnych pokojów hotelowych się nie wypowiem. Tak się teraz zastanawiam dla kogo ten wpis ma w ogóle okazać się przydatny hahahahah:D Jednak kontynuując ➤ Aquarius to bowiem nie jedynie część hotelowa, ale i apartamenty do wynajęcia. Część z nich sklasyfikowana jest jako prywatna, pozostałe bez problemu można wynająć. Niewątpliwym plusem zaniechania korzystania z części hotelowej na rzecz apartamentowca to cena. Niższa cena, rzecz jasna. Choć na uwadze musicie mieć to, że korzystając z prywatnej kwatery jesteście zobowiązani do pokrycia kosztów śniadania czy wejścia do strefy basenów. Oczywiście jeśli rozpatrywać mam poziom świadczonych usług w zakresie dostępnej kuchni – kawiarni oraz restauracji, a także strefy basenów czy SPA to to jakim typem gościa jesteście nie ma najmniejszego znaczenia. Każdy gość obsługiwany jest na najwyższym poziomie, zgodnie z 5* kategoryzacją hotelu. Dania serwowane w restauracji oraz desery dostępne w kawiarni to mistrzostwo świata. Zresztą, każdy pobyt w Aquarius, mimo kilku odbytych treningów, kończy się +1kg do wagi wyjściowej, więc o czymś to świadczy hahahaha:D Jeśli już do aktywności fizycznej nawiązałam to warto rozszerzyć ten temat. Strefa relaksu, w której oczywiście dostępne są atrakcje dla dzieci, bulgoczące baseny i inne duperele, dysponuje porządnym 3-torowym basenem z prawdziwego zdarzenia. Jeśli jesteście więc fanami pływania to możecie liczyć na solidny trening. Rano, kiedy wszyscy wcinają śniadanie, basen jest cały dla Was, z czego ja zawsze chętnie korzystam. Do dyspozycji gości są również 2 sauny, a także doskonale wyposażona siłownia.
Z tych wszystkich atrakcji za każdym razem korzystałam namiętnie. Jednak dopiero w zeszły weekend miałam okazję skorzystać z oferty gabinetów SPA. W zasadzie mieliśmy okazję, gdyż mój mężczyzna zdecydował się na masaż klasyczny, a ja na ten limfatyczny. On, jak zresztą zawsze był wylewny, swój masaż podsumował jako „może być” hahahaha:D Ja na temat swojego mogę powiedzieć więcej, gdyż o drenażu limfatycznym słyszałam wiele dobrego i wydawało mi się, że to będzie strzał w 10. Masaż limfatyczny polecany jest dla osób, które mają problemy z zastojem limfy i obrzękami. Po 30-minutowym masażu moje nogi były tak lekkie, że miałam wrażenie, jakby z miejsca ubyło mi 5 kg. Oczywiście jest to efekt krótkotrwały, ale dla moich wiecznie zmęczonych i spuchniętych gir była to dokonała odmiana. Co do cen to wiadomo, że ceny zabiegów w 5* hotelu zawsze są zbójeckie i takie są i w Aquarius. Oferta zabiegów jest naprawdę urozmaicona, ale wszystkie mają jeden wspólny mianownik – ceny oderwane od rzeczywistości. Dla przykładu ➤ zabieg antycellulitowy trwający 70 minut kosztuje 400zł, podobnie jak ten wyszczuplający czy ujędrniający. Możecie zażyczyć sobie np. Rytuał Holistycznymi Stemplami, na czymkolwiek on polega i zapłacić 320zł/80min lub postawić na rytuał odżywczy – 420zł/90min. Przy owych cenach, mój drenaż limfatyczny wypada dość skromnie (90zł).
Nie myślcie, że na treningach, masażach i spacerach brzegiem morza się to nasze celebrowanie skończyło! Doskonałym zwieńczeniem weekendu był przepyszny obiad w zlokalizowanej przy porcie restauracji Pergola, w której jak zawsze postawiłam na halibuta. Halibut pieczony, ułożony na szparach i szpinaku, polany sosem z mango i z dodatkiem klusek gnocchi. Wieczorem dobiliśmy się (tym razem już w hotelowej kawiarni) bezalkoholowym Mohito i deserem. W niedzielę wszystkie ww czynności, za wyjątkiem zabiegów, powtórzyliśmy, z tą jednak różnicą, że do Mohito i deseru dołożyliśmy jeszcze kawę mrożoną. Wszystkie te rarytasy sprawiły, że mój żołądek strzelił focha giganta i dąsał się przez całą noc. Co zjedzone to moje, żadnych grzeszków nie żałuję i już z uśmiechem na ustach myślę o kolejnej rocznicy w naszym ulubionym hotelu. Dla pewności dodam tylko, że nie – to nie jest wpis sponsorowany przez Aquarius Hotel Spa&Wellness. To miejsce jest po prostu godne polecenia. Jedyna rzecz, którą bym w nim zmieniła to pokój zabaw dla dzieci – powinien być dźwiękoszczelny hahahahaha:D Teraz, na sam koniec, zapraszam na jakże bogatą dokumentację fotograficzną naszego wyjazdu ➤ co tu dużo mówić ➤ postawiliśmy na relaks ♥︎♥︎♥︎.
To tyle na temat mojego ulubionego hotelu na polskim wybrzeżu.
Macie takie miejsce, do którego z różnych względów lubicie wracać? Możecie polecić coś ciekawego?
Miłego dnia!
Buziaki,
POST NIE JEST SPONSOROWANY.