Heeej kochani!
Dzisiaj przychodzę do Was z wpisem bardzo osobistym, do którego zapewne wkradnie się nutka chaosu. Zwykle nie zdarza mi się być osobą roztrzepaną, nadmiernie podekscytowaną czy mającą trudności z przekazaniem swoich odczuć. Mimo, iż sytuacja, do której będę się dzisiaj odnosić miała miejsce kilka dni temu, gdyż wydarzyła się w sobotnie popołudnie, nadal towarzyszą mi ogromne emocje, kiedy tylko sobie o niej przypomnę. To właśnie w ubiegły weekend spełniło się moje największe marzenie i było mi dane poznać osobę, którą podziwiam ➤ skandynawską blogerkę i wspaniałą dziewczynę, którą dla mnie, bez dwóch zdań, jest Linda Juhola.
Bloga Lindy odkryłam za czasów początku moich studiów, było to zatem dobre kilka lat temu. Wtedy blogowanie w naszym kraju dopiero raczkowało, więc był to dla mnie powiew świeżości i nowości, w którą na dobre się zagłębiłam. Marzyłam wtedy, aby tak jak Linda, dzielić się ze swoimi czytelnikami przemyśleniami, radami czy stylizacjami, jednak założenie strony z prawdziwego zdarzenia zdecydowanie przekraczało moje ówczesne możliwości finansowe. Skupiłam się więc na tworzeniu treści w formie video i rozpoczęłam swoją przygodę z serwisem YouTube. W głębi serca marzyłam jednak o tym, aby kiedyś stworzyć swojego bloga i mieć choć niewielką grupkę odbiorców, z którymi z przyjemnością będę go współtworzyć. Z biegiem tygodni, miesięcy i lat, Linda przestała być dla mnie jedynie kreatorką swojego bloga i fashion guru, a zaczęłam się łapać na tym, że bliżej było mi do określenia jej jako mojej wirtualnej przyjaciółki. Fakt, nie znałam jej osobiście, ale poprzez codziennie zaglądanie na bloga, poczułam, że w pewien sposób jestem z nią związana. Zrodziło się wtedy w mojej głowie marzenie, że chciałabym ją poznać. Jego realizacja wydawała mi się totalnie oderwana od rzeczywistości. Doskonale zdawałam sobie sprawę z jakim wydatkiem wiąże się wyjazd do Sztokholmu. Ponadto wcale nie miałam pewności czy Linda będzie w ogóle miała ochotę poświęcić swój wolny czas na spotkanie z jedną z tysięcy czytelniczek i całkowicie obcą dla siebie osobą.
Przez kilka miesięcy wahałam się, rozpoczynałam pisać wiadomość i kasowałam ją na przemian. Byłam totalnie zawstydzona, a to uczucie do tej pory było mi zupełnie obce. Nie poznawałam siebie i zastanawiałam się jak to możliwe, że ja, osoba pewna siebie, czuję się onieśmielona. Nigdy w życiu nie miałam problemów z nawiązywaniem kontaktów z rówieśnikami, ale też nigdy w życiu nikogo nie podziwiałam i nie stawiałam sobie za wzór. Nad moim łóżkiem nie wisiały podobizny gwiazd, co więcej przez te wszystkie lata nie miałam swojego idola czy idolki. Jak się domyślacie z czasem się to zmieniło. Pod koniec października wzięłam się w garść i doszłam do wniosku, że lepiej żałować, że coś się zrobiło niż żałować, że w swych działaniach było się biernym. W ostatnim dniu października wysłałam jej maila o następującej treści:
Teraz z pewnością sformułowałabym go w inny sposób i z większą dbałością o język i starałabym się uniknąć błędów, które się wkradły, ale wtedy postanowiłam skorzystać z chwilowego przypływu odwagi i po prostu go wysłałam. Tak, aby nie było już odwrotu. Oprócz powyżej treści, zamieściłam również niezbędne do identyfikacji mojej osoby linki. Nie napisałam jednak całej prawdy, a mianowicie, że przyjazd do Sztokholmu w podanym terminie uzależniam od jej odpowiedzi. Nie chciałam wywierać niepotrzebnego nacisku. Przez tydzień nie otrzymałam żadnej odpowiedzi i temat odpuściłam. Kiedy jednak kilka dni później zaglądając do swojej skrzynki ujrzałam odpowiedź zwrotną, przysięgam że nikt z towarzyszących mi wtedy osób nie mógł zrozumieć czy moje zachowanie spowodowane było atakiem szału czy atakiem serca. Gdyby ktoś mnie wtedy nagrał to milion odsłon w ciągu pierwszych 24 godzin od publikacji miałby murowane. Jesteście ciekawe jaka była treść maila, którą otrzymałam? Z szacunku dla Lindy i zważywszy na poufność korespondencji nie chcę jej publikować, ale po mojej reakcji domyślacie się, że była dla mnie baaardzo satysfakcjonująca. Linda napisała, że jest jej niesamowicie miło, że darzę ją tak ogromną sympatią i że spotkanie z osobą, która od tak dawna śledzi jej poczynania będzie wspaniałe.
Cały miesiąc, który dzielił mnie od naszego spotkania, miałam wrażenie, że był rozciągnięty w czasie, kiedy jednak w piątek zdzwoniłyśmy się i ustaliłyśmy konkretną godzinę i miejsce spotkania ogarnęło mnie takie przejęcie, że nie byłam w stanie w ogóle położyć się spać. Z vloga, którego nagrałam podczas wyjazdu, będziecie mogły dowiedzieć się więcej o tym, jakie uczucia w danym momencie mi towarzyszyły, ale naprawdę nie poznawałam siebie. Kiedy wybiła godzina 14 serce waliło mi 10 x bardziej niż przed najtrudniejszym egzaminem na studiach. Jak się zaledwie 5 minut później okazało moje obawy były bezpodstawne. Linda na żywo i Linda na blogu to jedna i ta sama wspaniała dziewczyna. Uśmiechnięta, radosna, pewna siebie, ale nie zadzierająca nosa, inteligenta i ponadprzeciętnie piękna. Dokładnie taka, jaką przez lata ją postrzegałam, a przy bliższym poznaniu zyskała jeszcze więcej. Doskonale nam się rozmawiało, a spędzone wspólnie niemal 3 godziny, minęły zdecydowanie zbyt szybko. W swojej rozmowie poruszałyśmy cały przekrój tematów. Od wspólnej pasji i pracy, na podróżach i związkach kończąc. Obie czułyśmy się jak na spotkaniu z dobrą przyjaciółką, w której towarzystwie czas mija jak szalony. Kiedy zobaczyłam, którą mamy godzinę, przeprosiłam ją, że zabrałam jej aż tyle czasu, a ona z uśmiechem dodała, że to dopiero początek znajomości, którą ma nadzieję kontynuować. Po zjedzonym w ekologicznej knajpce (Koloni) lunchu, udałyśmy się na spacer, po czym z uśmiechem od ucha do ucha wróciłam do pokoju hotelowego i wypowiedziałam jedno zdanie ➤ moje największe marzenie właśnie się spełniło i teraz mogę już wracać do domu.
Poznanie Lindy było dla mnie ogromnym przeżyciem, którego nigdy nie zapomnę, a kontakt, który utrzymujemy po raz kolejny pokazał mi, że trzeba dążyć do spełniania swoich marzeń, nawet jeśli wydawać się one mogą tak nierealne czy odległe. Dlatego zachęcam Was moje kochane do działania i sięgania po swoje marzenia. Jeśli moje się spełniło, to z czasem i Wasze stanie się rzeczywistością. Bardzo w to wierzę i mocno trzymam za Was kciuki!
Dziękuję Wam serdecznie za uwagę i zgłębienie kolejnego długiego wpisu. Mam jednak nadzieję, że cieszycie się razem ze mną, w tym wyjątkowym dla mnie czasie ♥︎♥︎♥︎.
Dajcie znać czy domyśliłyście się jakie marzenie głębiło się w mojej głowie ♥︎♥︎♥︎.
Buziaki,
POST NIE JEST SPONSOROWANY.
Ps. Jeśli Linda Juhola i jej blog przez cały czas są Wam obce to gorąco zachęcam do zajrzenia tu ➤ www.lindajuhola.com.
I can’t imagine this post to be completed without big thanks to you Linda!
Because of you, my biggest dream came true and I’m extremely honored and thankful that you dedicate few hours of your free time to our meeting. It was such a pleasure to get to know you better and find out that you are the same awesome girl as I perceived you from the blog. You’re beautiful inside and outside, and you’re a role model for me. So never give up an amazing work that do and publish as many post for your permanent readers, followers and fans as you can.
With big hugs from Poland,
Basia
Callmeblondieee
♥︎♥︎♥︎