Heeej kochani!
Gwoli ścisłości – tak naprawdę to nie 24 godziny, a 26 godzin i 15 minut, jednak to tylko drobny szczegół prawda? Prawda, szczególnie, że rozkładu jazdy pociągu relacji Bydgoszcz – Berlin Hbf / Berlin Hbf – Bydgoszcz nikt ze mną nie konsultował hahaha:D Brnąc zatem dalej w tę niewinną rozbieżność, zapraszam Was dzisiaj na relację z mini weekendu spędzonego z moją sister w Berlinie.
PIĄTEK:
6.45:
Mimo, iż nasz pociąg ze stacji Bydgoszcz Główna odjeżdżał dopiero o godzinie 8.47, to duet nie do pobicia, czytaj: sister & mąż sister musieli od rana narobić rabanu i zestresować mnie swoimi przypuszczeniami, o tym, że miasto może być zakorkowane i spóźnimy się na pociąg, już 2 godziny wcześniej. Jako że w nocy z czwartku na piątek nawet nie zdążyłam pójść spać to już na wstępie byłam niezbyt chętna do uczestniczenia w mini aferkach, ale wiecie jak to jest przed wyjazdem – wszystko na wariackich papierach. Kiedy już o umówionej porze – 8.00 czekałam na nich pod moim blokiem, okazało się, że jeszcze 15 minut sobie tak postoję, bo w sumie doszli do wniosku, że na dworzec nie mamy daleko, więc nie ma sensu wyjeżdżać zbyt wcześnie. Jak się domyślacie, zapomnieli mnie o tym poinformować hahaha:D Ruiny naszego dworca przywitaliśmy po 10 minutach drogi i została nam jeszcze kupa czasu do przyjazdu pociągu.
8.47:
Wyruszyłyśmy ze stacji Bydgoszcz Główna. Kiedy tylko odnalazłyśmy nasz wagon, przedział i zarezerwowane miejsca, trzy razy przecierałyśmy ze zdziwienia oczy. Siedziały w nim 3 nastolatki przebrane w śpiochy, a na ich głowach gościły sztuczne włosy i królicze uszy. Ubawione od ucha do ucha zajęłyśmy miejsca i miałyśmy pewność, że zapowiada się wesoła podróż. Nadal nie wiem o co chodziło z tymi przebraniami, ale gdy półtorej godziny później dotarłyśmy do stacji Poznań Główny – tych stworów były tam setki!!! Dalsza droga przebiegła już bez niespodzianek i o 13.15 mogłyśmy już powiedzieć Berlinowi Guten Tag! Zapewne zapytacie o koszt takiej przyjemności. Bilet w jedną stronę kosztował ok 122zł za osobę. Bez wątpienia dla takiego dziwiaka jak ja – mniej stresu niż w samolocie, w podobnym czasie (4.5 godziny) i w podobnej cenie. Jak dla mnie rozwiązanie idealne.
13.15:
Jako, że na godz. 15 miałyśmy umówione spotkanie, a w międzyczasie musiałyśmy jeszcze zostawić swoje walizki w hotelowym pokoju, z dworca do hotelu pojechałyśmy taxi. 20 minut później i o 10 euro lżejsze dotarłyśmy do hotelu H2 Hotel. Lokalizacja hotelu jest wprost wymarzona jeśli chodzi o tak krótki pobyt, gdyż hotel mieści się w samym centrum – 2 minuty spacerem od placu Alexanderplatz i Wieży Telewizyjnej. O tym, że są to także 2 minuty drogi od sklepu Primark i drogerii DM również nie mogę nie wspomnieć. Jeśli chodzi o hotel to nie spodziewałyśmy się cudów, bo wiadomo, że na zdjęciach w internecie każdy hotel prezentuje się imponująco, a kiedy przekroczy się jego próg to człowiek się zastanawia czy aby na pewno trafił pod właściwy adres:D W tym przypadku byłyśmy bardzo miło zaskoczone. Hotel urządzony jest w sposób bardzo nowoczesny, minimalistyczny, czyli tak jak lubimy najbardziej. Nazwa hotelu znajduje odzwierciedlenie w jego wystroju i nie sposób H2 nie połączyć z wszechobecnym motywem bąbelków. Pokój też nas nie rozczarował, więc kolejny plus dla H2 Hotel, a jeszcze nie wiedziałyśmy jakie będzie na nas czekać pyszne śniadanie następnego dnia. Cena, którą zapłaciłam, tj. 107 euro jak najbardziej uzasadniona.
15.00:
Spotkanie.
17.00:
Z żołądkami prawie przyklejonymi już do kręgosłupa, wpadłyśmy do najbliższego Starbucks – na Alexanderplatz. Zamówiłyśmy same pyszności – wrapy ze szpinakiem, pomidorami i fetą, a także ulubiony mrożony napój. Niech Was nie dziwi napis na pojemnikach – dla nich Basia to Pasha, może być i tak, chociaż ja chyba wolę wersję oryginalną.
17.30:
Shopping Time! Zakupowe szaleństwo zaczęłyśmy od sklepu Primark, gdzie spędziłyśmy co najmniej godzinę, a pewnie siedziałybyśmy tam i dłużej, gdyby sister nie uwiesiła się mojej nogi i błagała o wyjście hahaha:D Później jeszcze tylko czekało ją 20 minut marudzenia w drogerii DM, podczas gdy ja wybierałam żele pod prysznic, a uwierzcie mi, że nie spieszyłam się z tym jakoś specjalnie.
19.00:
Ze stacji metra Alexanderplatz linią U2 udałyśmy się w poszukiwaniu sklepu LUSH. Wiedziałyśmy, że będziemy jeszcze korzystać z metra więc kupiłyśmy bilet dobowy (6.90 euro) i wysiadłyśmy na stacji Stadtmitte. Po przejściu kilkuset metrów dotarłyśmy do celu i sister przeszła kolejne załamanie nerwowe. Jedyne 15 minut później udałyśmy się w stronę Galerii Lafayette, gdzie tym razem ona szalała na zakupach. Ja skupiłam się na wrzucaniu monet na szczęście, gdyż przesąd głosi, że kto wrzuci monetę może spodziewać się jego przypływu w najbliższym czasie. Wrzuciłam więc kilka – za siebie i Was, więc wiecie – gdyby coś się u Was poprawiło w tym temacie, to wiecie czyja to zasługa hahaha:D Milion lat świetlnych później wróciłyśmy metrem do naszej stacji docelowej, a mi o 21 się przypomniało, że zapomniałam w Primarku kupić 2 bardzo ważnych rzeczy, które były na mojej liście. Kiedy obejrzycie film za zakupami, to padniecie, po co się wróciłyśmy!
22.00:
Wieeelkie siaty z poczynionymi w ciągu dnia zakupami zaniosłyśmy do hotelu i udałyśmy się na kolację do restauracji Monsieur Voung. Powiem tylko tyle – to prawdziwy raj dla fanów tajskiej kuchni. Zresztą kolejka ludzi wychodząca aż na ulicę, musi o czymś świadczyć. Zamówiona przez nas wołowina z makaronem ryżowym i warzywami okazała się wyśmienita. A jeszcze bardziej wyśmienity był rachunek. Mała porcja dania dnia – 7 euro, a kieliszek lemoniady – 3.80. Jak za takie pyszności to nie jest to wygórowana kwota.
23.00:
Sister uderzyła w kimę, a ja dumałam nad swoim życiem i w przerwach oglądałam telewizję BBC.
SOBOTA:
6.00:
Dumania ciąg dalszy, a sister nadal śpi.
8.45:
Sister wraca z krainy snu, a ja kończę oglądać BBC hahaha:D Ogarniamy się i udajemy na śniadanie. Niech Was nie zmyli mój nudny zestaw, bo wybór był naprawdę ogromny. Od jogurtów, przez jajecznicę, tosty, aż po tradycyjne kapiące tłuszczem niemieckie kiełbachy. Dla każdego coś smacznego.
9.15:
Czas na sesję zdjęciową, której efekty zobaczycie w kolejnym poście. Było po prostu przezabawnie, ale za dużo zdradzać nie mogę. Finał był taki, że już nikt by nie powiedział, że blogerki nie muszą zakasać rękawów i pobrudzić sobie rąk!
11.00:
Powrót do pokoju i próba spakowania walizek. Efekt końcowy? 2 torebki, 2 walizki i 3 największe torby z Primarka. Komentarz jest chyba zbędny.
12.00:
Do tej godziny musiałyśmy zwolnić zajmowany pokój, dlatego też nasze pakunki złożyłyśmy w hotelowej przechowalni, gdzie obsługa nie kryła uśmiechu spoglądając w ich stronę.
12.15:
Starbucks po raz drugi, tym razem już bez szaleństw. Później zaliczyłyśmy jeszcze galerię przy Alexanderplatz, w której co najmniej godzinę dumałam nad zakupem zegarka, bransoletki i pierścionka, które już kilka miesięcy temu sobie upatrzyłam. Do dziś nie wiem dlaczego w końcu żadnej z tych rzeczy nie kupiłam, więc nie pytajcie jaki był tego powód. Odłożonych pieniędzy dalej nie ruszam, bo jestem pewna, że w będąc w Wawie czy Poznaniu w końcu się nie zdecyduję.
14.30:
Obieramy kierunek dworzec Berlin Hbf.
15.30:
Pociąg podjechał, a nasz trwający 24 godziny (+2 godziny i 15 minut) pobyt w Berlinie czas było zakończyć.
20.00:
Stacja Bydgoszcz Główna.
20.15:
Home, sweet home!
00.00:
W kooońcu spanie!
Jeśli zapytacie mnie czy miałabym ochotę powtórzyć ten wyjazd jeszcze raz, to bez wahania stwierdzam, że TAK! Niby to tylko 24 godziny (+2 godziny i 15 minut) na miejscu i może się wydawać, że to stanowczo zbyt krótko, aby co nieco zobaczyć, zrobić zakupy, zaliczyć kolację w ulubionej knajpie czy pospacerować po mieście, ale jak dla nas to wyjazd idealny. Ja nie mogę sobie pozwolić na zbyt długie wyjazdy, gdyż już po kilku dniach mam ogromne zaległości. A taki dwudniowy wyjazd, swoją droga zarekomendowany przez mojego ulubionego lekarza – do powtarzania co najmniej raz / 2 miesiące, pozwala odciąć się od codziennych obowiązków i stresu, a nie rujnuje aż tak bardzo budżetu.
W końcu coś nam się od życia nalezy prawda? Kto za – ręka w górę!
Dziękuję za uwagę!
Buziaki,
HOTEL SPONSOROWANY PRZEZ CMB, POCIĄG PRZEZ SISTER
=
SIOSTRZANY PODZIAŁ OBOWIĄZKÓW!