Pies w nowym domu ♥︎ #janusz_the_frenchie już 2 miesiące z nami! ♥︎
Heeej kochane!
Doskonale pamiętam ten dzień, w którym #janusz_the_frenchie ujrzeliśmy po raz pierwszy. Ten moment wystarczył, abym zrozumiała czym tak naprawdę jest miłość od pierwszego wejrzenia ♥︎. On, kiedy tylko nas zobaczył przyczłapał na tych swoich małych grubaśnych łapkach, obszczekał, co by pokazać, że poważny z niego zawodnik, a później prosił się o przytulaski. Aż trudno jest mi uwierzyć w to, że od tego dnia minęły już 2 miesiące, a Janusz wczoraj wkroczył w szósty miesiąc swojego, jakże sielskiego, życia. Nie ukrywam byłam pełna obaw, z których teraz razem się śmiejemy. Byłam przejęta, gdyż obowiązki związane z wychowaniem maluszka nie kończą się w momencie jego zakupu czy skompletowania niezbędnej wyprawki. One dopiero się wtedy zaczynają. Spoczywa na naszych barkach ogromna odpowiedzialność za małą, zabraną od mamy istotkę, poza którą do tej pory nie widziała świata. Odpowiedzialność za stworzenie nowego opiekuńczego i kochającego domu, a także za wychowanie, dzięki któremu piesek nie będzie stwarzał zagrożenia dla zdrowia i życia swojego, ale też życia domowników, sąsiadów czy ludzi totalnie mu obcych. Pies w nowym domu, w nowej rodzinie to wyzwanie, a jeśli jesteście ciekawe czy mu podołaliśmy gorąco zapraszam do lektury tego wpisu.
?
Gdybym relację z tego, co się u nas działo zdawać miała tydzień po tygodniu nie wiem jakie emoji musiałabym zastosować do opisania pierwszych 7 dni Janusza w naszym domu. Doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z tego (a nasze przypuszczenia potwierdził hodowca), że pies w nowym domu przez pierwsze dni będzie się czuć nieswojo. Nowe miejsce, nowe kąty, nowe zapachy. Z tym wszystkim musi się oswoić, a na to oczywiście potrzeba czasu. Uwierzcie, że Janusz w pierwszej dobie nie odpoczął nawet na minutę. Dreptał, przebierał z nóżki na nóżkę, węszył caaały dzień i caaałą noc. Kolejne dni minęły mu niezmiernie podobnie, z małą różnicą, gdyż jego organizm się zbuntował i raz na kilka godzin odcinając mu energię, zmuszał do krótkiego snu. W międzyczasie z nieskrywaną radością spożywał śniadanie, obiad i kolację, a efektem finalnym przyjmowanego jedzenia i stresu były ?.
?
Owe kupy z taką częstotliwością nas zaskakiwały, że do ich uprzątnięcia przydałby się co najmniej jeden pomocnik. Wypróżnianie u psa to temat, za rozpracowanie którego obowiązkowo trzeba się zabrać od samego początku. Jeśli sobie pofolgujemy, a mijać będą dni i tygodnie to ? w mieszkaniu gwarantowane mamy dożywotnio. Dlatego też, choć nie ukrywam, że było to trudne, za każdym razem gdy Janusz zdecydował, że ochotę ma na opcję nr 1 bądź opcję nr 2, przenosiłam go na matę. Oczywiście, choć możecie uznać to za mało smaczne, muszę dodać, że niezliczoną ilość razy kończyłam z obsikaną nogą czy ręką. Cóż z tego, skoro przyniosło to spodziewane efekty. Efekty pojawiły się z czasem, gdyż Janusz początkowo nie wykazywał zainteresowania udawaniem się w wyznaczone mu miejsce. Jednak za każde udane trafienie otrzymywał wynagrodzenie. Nieee, nie jest to przekupstwo, to jest nagroda. Nagroda, która działa. Moim celem nie było jednak jego wieczne nagradzanie, gdyż ? w domowym kącie nie była szczytem marzeń. Dlatego już od samego początku uczony był, że po przebudzeniu, a także po każdym zjedzonym posiłku i naturalnie przed snem, wychodzi na spacer, który zakończy się dopiero w momencie, kiedy pęcherz i jelita będą już puste. I tak jak po pierwszych dniach byłam załamana, bo skoordynowanie powyższych działań nie wychodziło nam w ogóle, tak pod koniec miesiąca mogłam obwieścić sukces.
?
Być może, na tym etapie zapoznania się z opublikowanym tekstem, doszłyście do wniosku, że moja nieustępliwość popłaciła, a Janusz zaledwie w kilka tygodniu stał się wzorowym obywatelem. Stał się psem, który w mig zrozumiał czego, jego rodzina od niego oczekuje i podporządkował się temu bez najmniejszego problemu. Girls, to jest #janusz_the_frenchie! O buldożkach można powiedzieć wiele wspaniałych słów, ale na pewno nie usłyszycie od ich właścicieli tego, że nie mają problemu z nadmierną ekscytacją, rozładowaniem energii czy też lubią spędzać czas w samotności. To psy najbardziej towarzyskie z możliwych i kiedy są jeszcze małe baaardzo trudno nauczyć je zostawiania w domu bez opieki. Jest to niezmiernie ważne i dla właściciela powinno być kwestią priorytetową. Żadna osoba o zdrowych zmysłach nie zostawi swojej małej ukochanej córki czy malutkiego synka samego w domu. Dlaczego więc właścicielom psów zdarza się bagatelizować kwestię zostawiania pieska w samotności? Absolutnie nie chcę urazić żadnej mamy swoim porównaniem. gdyż dziecko i pies nie wymaga takich samych pokładów energii czy opieki. Chcę jednak, aby każdy przyszły właściciel psa miał świadomość, że wychodząc z domu jego podopieczny jest równie przerażony jak dziecko pozostawione same sobie. I obowiązkiem właściciela jest nauczenie psa, że zawsze do niego wróci. Wyrobienie takiej świadomości u psa pozwoli mu, a także nam na zachowanie wewnętrznego spokoju. Choć niektóre pieski same w domu zostają łatwiej, dla wielu innych jest to przeżycie niemal traumatyczne. I z takimi przeżyciami i obawami Janusza musiałam się zmierzyć. Nie było opcji, abym z mieszkania wyszła nawet na minutę, gdyż momentalnie po zamknięciu drzwi mały piszczał, jęczał, szczekał i drapał w nie jak opętany. Oczywiście znajdą się osoby, które wychodząc z założenia, że w końcu pies się znudzi / zedrze sobie gardło / pazury, uspokoi się, jednak dla mnie takie podejście jest chore. Jako właściciele psa nie możemy na pierwszym miejscu stawiać swojej wygody, a komfort psa, a także sąsiadów, którzy z pewnością nie chcą być dniami i nocami raczenie tego typu ekscesami. Jak już wcześniej wspomniałam sytuacja z Januszem była trudna, więc z ćwiczeniami nie ociągałam się nawet kilka dni. Już drugiego dnia stawałam z nim przy wyjściowych drzwiach, wypowiadałam komendę „pies zostaje”, dawałam zabawkę (która dostępna dla niego była jedynie, kiedy opuszczałam mieszkanie) i wychodziłam. Początkowo na minutę, dwie, trzy, później 5, 10, 15. Za każdym razem, kiedy wracałam witał mnie zapłakany Janusz, a ja witałam go mini ciasteczkiem i dobrym słowem. Aby mieć świadomość tego, co dokładnie działo się w mieszkaniu, kiedy zostawał sam, wyciągał sprzęt i bezczelnie go nagrywałam. Przez cały czas kontynuowałam swoje działania, zostawiając go ciut dłużej i ciut dłużej. Po miesiącu z psa, który nie był w stanie zostać sam nawet na minutę, osiągnęłam naprawdę fenomenalny rezultat. Miesiąc temu wybraliśmy się na obiad do Poznania, a 2 tygodnie temu na Pierwszą Komunię Św. do chrześniaka mojego narzeczonego. Za każdym razem poza domem byliśmy ok 6 godzin, a (o czym mogą świadczyć ropki w oczkach), Janusz smacznie sobie spał. Zatem obecnie poza domem spędzić możemy tyle godzin, ile dzieli jego jeden posiłek od drugiego. Nadal jest cholernie towarzyszki i po powrocie nasze przytulanie nie ma końca, ale zrozumiał, że nawet jeśli zostaje sam to Pan i Pani zawsze do niego wrócą.
W tym momencie warto nadmienić, iż zazwyczaj pracuję z domu, ale często zdarza się mi wychodzić na spotkania z klientami czy znikać na służbowe wyjazdy. Można zatem pomyśleć, że spędzając masę czasu w domu moje działania nie miały większego sensu. Nic bardziej mylnego, gdyż wyrobienie w piesku umiejętności zostawiania w domu jest niesamowicie ważne.
Powyższe akapity to potwierdzenie, że chcieć to móc.
Cieszę się, że mój upór i wysiłek się opłaciły i chcę Wam pokazać, że jeśli się postaramy i dołożymy wszelkich starań to możemy zrobić naprawdę wszystko. Nie oznacza to jednak, że absolutnie wszystkiego chce nam się pieska uczyć i wszystkiego dopilnować. Nasza historia z pewnością nie jest więc historią wzlotów, ale i upadków. Choć jak mogłyście przeczytać dopilnowaliśmy (a w zasadzie dopilnowałam), aby Janusz był gentelmenem w zakresie spania, codziennej toalety i zostawiania w domu. Inne sukcesy to z pewnością sprawne chodzenie na smyczy czy budowanie ładnej rzeźby dzięki sporej dawce ruchu. Przyznaję jednak, że absolutnie nie chciało mi się walczyć z jego dziadowaniem podczas naszych posiłków, więc smutne oczka i jęki przy stole nie są nam obce. Ponadto Janusz w szale to prawdziwy dzik, któremu lepiej zejść z drogi. Jeśli ma ochotę poginać po mieszkaniu, trenować ślizg rozkroczny podfotelowy, 100 x dziennie z ukochanym butem wskakiwać na kanapę, to widzę powodu, aby takową radość mu odbierać. W plebiscycie na najbardziej ułożonego buldożka z pewnością nie zająłby czołowego miejsca, ale nie z takim zamiarem go wzięliśmy.
Kocham mojego przystojniaka całym ♥︎ i jestem wdzięczna, że w pełnym zdrowiu się nam rozwija.
Rozwija się, rośnie, nabiera muskulatury i masy, a jak zmienił się na przestrzeni tych 2 miesięcy możecie zobaczyć poniżej ⬇️
Obiecuję, że na ten moment to koniec januszkowego spamu, ale jeśli chciałybyście uzyskać odpowiedź na jakiekolwiek nurtujące Was pytania to zachęcam Was do dyskusji poniżej.
Gorąco dziękuję za uwagę!
Cudownego weekendu!
♥︎♥︎♥︎
CMB