Louis Vuitton ➤ Francuska saga aut. Stéphanie Bonvicini

Polecam

Heeej kochani!

Liczba publikacji, dotyczących polecanych przeze mnie książek na blogu, jest znikoma. Nowy rok i wiążące się z nim postanowienia to idealny czas, aby ten stan rzeczy zmienić. Szczególnie, że w ciągu ostatnich miesięcy przeczytałam masę książek, które mnie zachwyciły. O tym, że były to głównie powieści kryminalne wspominać nie muszę, bo to kategoria, z której książki po prostu pochłaniam. Natomiast odkryłam kilka biograficznych perełek, do których z pewnością zaliczyć mogę książkę Louis Vuitton ➤ Francuska saga aut. Stéphanie Bonvicini. To bardzo ciekawa pozycja dla zwolenników wyrobów marki, ale i dla malkontentów wiecznie debatujących na temat cen dóbr oferowanych przez Louis Vuitton, a także kwestionujących ich jakość. 

Autorka swoje dzieło określa jako opowieść o wielkich sukcesach, ale także kryzysach i porażkach firmy, której logo jest synonimem luksusu, funkcjonalności i innowacji. Nie szczędzi detali, które doskonale oddają realia XIX wiecznej Francji oraz ówczesne warunki bytowe danych klas społecznych. To właśnie dzięki nim, czytelnik jest w stanie dogłębniej zrozumieć podejmowane przez Louis Vuitton decyzje i obraną przez niego ścieżkę kariery. Dzięki opisom, możemy poznać tajniki jego sukcesu okupione ogromnym samozaparciem, wieloletnią pracą i umiejętnością podnoszenia się po upadku. O tym, że mamy do czynienia z sukcesem na niebywałą skalę dyskutować nie można, gdyż grupa LVMH (Louis Vuitton Moët Hennessy) jest jedną z największych grup przemysłowych na świecie. LVMH to ponad 130 butików, które generują obroty rzędu 1,2 mld $ rocznie. Założona w 1854 roku marka, przetrwała trudy wszelkiej maści, na czele z I i II wojną światową. Nadal, mimo upływu 150 lat i wielokrotnej zmiany władzy, daje kobietom i mężczyznom najwyższej jakości dobra od niewielkich rozmiarów akcesoriów na wielkich kufrach bagażowych kończąc. 

Jeśli jesteście ciekawi drogi, którą przebył Louis Vuitton, a także jego następcy (Georges Vuitton, Gaston Vuitton, Henry Vuitton, Claude Vuitton, Henri Racamier, Bernard Arnault) w pogoni za realizacją marzeń i osiągnięciem sukcesu  to serdecznie zachęcam Was do sięgnięcia po Louis Vuitton ➤ Francuska saga aut. Stéphanie Bonvicini. 

Jeśli lubujecie się w biografiach znanych osób to będę wdzięczna za podanie tytułów tych, które polecacie.

Miłego dnia!

Buziaki,

OOTD Furry Friend 7

POST NIE JEST SPONSOROWANY. KSIĄŻKA ZOSTAŁA KUPIONA PRZEZE MNIE.

♥︎ ŚWIĄTECZNE ŻYCZENIA & ROZDANIE ♥︎

Polecam, Uroda

Heeej kochani!

W tym pracowitym dla nas wszystkich dniu, kiedy to przygotowania do wieczerzy wigilijnej, są w zaawansowanym stadium, chciałabym zająć Wam jedynie kilka minut. Obowiązki, obowiązkami, ja jednak nie wyobrażam sobie, abym w tym dniu mogła zapomnieć o moich czytelnikach. Dlatego też z całego serca życzę Wam zdrowych, wesołych i spędzonych w rodzinnym gronie Świąt Bożego Narodzenia. Mam nadzieję, że każdy z Was spędzi ten czas zgodnie ze swoimi upodobaniami czy też wiarą, ciesząc się obecnością zebranych przy stole gości. Mimo, iż to nie podarunki są w tym dniu istotne, przygotowałam rozdanie, gdyż to jedyny sposób w jaki, na odległość, mogę sprawić Wam przyjemność i podziękować za kolejny wspólnie spędzony rok. 

REGULAMIN ROZDANIA:

1. Konkurs przeznaczony jest dla czytelników bloga www.callmeblondieee.pl.

2. Aby wziąć udział w rozdaniu, w komentarzu pod wpisem, podziel się swoim największym sukcesem, który udało Ci się osiągnąć w 2015 roku i który, w Twojej ocenie, zasługuje na wyróżnienie przeze mnie. 

3. Polub moje konto na FB (TU) oraz Instagramie (TU).  

4. Na Wasze komentarze czekam do czwartku (31 grudnia 2015r.) włącznie.

5. Wyniki zostaną ogłoszone na blogu do niedzieli (3 stycznia 2016r.).

6. Nagrodę stanowi wybrany przeze mnie zestaw produktów, które przypadną do gustu każdej dziewczynie! 

♥︎♥︎♥︎ Paleta cieni Urban Decay Naked 2, kalendarz Lannoo Graphics, mgiełka zapachowa Bath&Body Works z linii Pink Chiffon oraz kosmetyki Sephora z linii Cotton Flower ♥︎♥︎♥︎.

Świąteczne rozdanie CMB 2

Świąteczne rozdanie CMB 3

Świąteczne rozdanie CMB 4

Świąteczne rozdanie CMB 5

Pamiętajcie, że rozdanie samo się nie wygra, dlatego gorąco zachęcam do pozostawienia swojego komentarza!

Trzymam za Was kciuki ♥︎♥︎♥︎

Buziaki,

OOTD Furry Friend 7

POST NIE JEST SPONSOROWANY.

NAGRODY ZOSTAŁY WYBRANE ORAZ KUPIONE PRZEZE MNIE.

Balsamy do ust ➤ BALMI czy EOS?

Polecam, Uroda

Heeej kochani!

Spierzchnięte i raz na jakiś czas fantazyjnie obdarte ze skóry usta to prawdziwa udręka dla takiej miłośniczki pomadek jak ja. Moje usta stanowią jednak idealne pole do testów wszelkiego rodzaju balsamów do ust. To właśnie na nich niezmiernie łatwo jest rozliczyć producenta z deklarowanych przez niego właściwości danego produktu. Jako, że w ciągu ostatnich miesięcy, moja balsamowa grupa wsparcia, wskutek nadmiernej jej eksploatacji, mocno się zawęziła, postanowiłam sprawić sobie dwa produkty, których zakup od dawna chodził mi po głowie. Jestem pewna, że zaprezentowane w dzisiejszym wpisie balsamy doskonale znacie. Chociażby z widzenia bądź ze słyszenia, bowiem o balsamach do ust marki BALMI czy też EOS pisze i mówi się wiele. Oba wyróżniają się swym wyglądem i zdecydowanie bardziej cieszą oko od pozostałych na drogeryjnej półce produktów z tej kategorii. Czy jednak mają do zaoferowania coś więcej niż ciekawe opakowanie i wygodny sposób aplikacji?

BALMI Strawberry

BALMI w wersji Strawberry. Jak na wersję o zapachu truskawkowym przystało, balsam zamknięty jest w kostce koloru różowego. Lekcji geometrii ciąg dalszy, gdyż sam balsam, a raczej jego wystająca ponad powierzchnię część, uformowana jest na kształt stożka. Ułatwia on precyzyjną aplikację produktu na usta i tym samym niemal uniemożliwia usmarowanie sobie nim połowy twarzy. Wyczuwalny na ustach staje się jego zapach. Zapach początkowo ładny, bowiem owocowy, z biegiem czasu ustępuje nieprzyjemnego posmakowi. Z pewnością nie każdej osobie będzie on przeszkadzał, ja jednak na takie sztuczydła jestem wyczulona. Po kilkunastu minutach od aplikacji mam ochotę zetrzeć go z ust lub zdublować innym produktem. Nie tylko owy posmak, który pojawia się na ustach mi nie odpowiada. Nie odczuwam przyjemności z faktu noszenia truskawkowej wersji BALMI na ustach. Mam wrażenie, jakby zalegała na nich zwykła wazelina. Czemu się jednak dziwić, skoro już na początku składu widnieje parafina. Ciekawsze składniki, tj. masło shea czy olej jojoba, daleko w tyle. Gdyby jednak owa kombinacja pozytywnie wpływała na stan moich ust to z pewnością nie kręciłabym nosem. Uważam, że parafina zapewnia ochronę przed czynnikami atmosferycznymi, co szczególnie zimą jest efektem pożądanym. Z tej jednak racji, że nie widzę spektakularnej ochrony ust, ani ich nawilżenia czy też odżywienia nie wykazuję dalszej chęci korzystania z tego balsamu. Zapewne skończy tak jak reszta słabeuszy, czyli jako smarowidło na małe paluszki u stóp, w walce z niewygodnymi butami. Podejrzewam, że przy mniej wymagających ustach produkt sprawdziłby się znacznie lepiej.

EOS Blueberry Acai

EOS w wersji Blueberry Acai. Nie jestem pewna czy jego zapach bardziej zbliżony jest do borówek czy jagód, ale szczerze to chyba nie stanowi to większej różnicy. Szczególnie, iż po aplikacji produktu, balsam pozostawia delikatny owocowy posmak, który z czasem nie zbacza w stronę małego śmierdziela. Uff! Wargi pielęgnuje na długo, pozostawiając na nich wyczuwalną lekko tłustą warstwę. W jego składzie znajdziemy m.in. olej kokosowy, olej jojoba, masło shea, a także wartościowe ekstrakty roślinne. Nie uświadczymy za to parafiny, co dla jednych może być ogromnym plusem, dla innych minusem. Fakty są jednak takie, że po kilku aplikacjach balsamu jestem w stanie zauważyć jego nawilżające i pielęgnujące działanie na moje usta. Efekt nie jest piorunujący i wart milionów, ale jest. Ponadto opakowania nie zdążyłam jeszcze zepsuć, co w przypadku balsamu BALMI udało mi się dokonać w pierwszym tygodniu jego stosowania. Pytanie czy jest ono wyjątkowo mało wytrzymałe, czy ja jestem wyjątkowo wielką pierdołą? Tutaj, odpowiedzi możecie udzielić sami.

Podsumowanie raczej nie zdziwi nikogo, moja ocena również.

BALMI z roli balsamu do ust zdegradowany został do roli balsamu na obtarcia stóp, a EOS swoje miejsce ma w torebce, z której z przyjemnością go wyciągam i aplikuję na usta. Przy podobnej cenie obu produktów, oscylującej w granicy 20-25zł (Superpharm, Douglas & online) i identycznej gramaturze (7g) werdykt jest oczywisty.

EOS zasługuje na 4, a BALMI na 2+.

A Wy miałyście już okazję korzystać z tych dwóch prześlicznych maluszków?

Jesteście za kostką BALMI czy jajeczkiem EOS?

Miłego wieczoru!

Buziaki,

Callmeblondieee ♥︎♥︎♥︎

POST NIE JEST SPONSOROWANY. BALSAMY ZOSTAŁY KUPIONE PRZEZE MNIE.

 

 

ZAKUPY poczynione w Sztokholmie & WYNIKI ROZDANIA ♥︎

Podróże, Uroda

Heeej kochani!

Zanim przejdę do tematu przewodniego tego wpisu, którym są poczynione przeze mnie w Sztokholmie zakupy, chciałabym z całego serca podziękować Wam za wspaniałe przyjęcie mojej poprzedniej publikacji! Przyznam, że nieco obawiałam się, iż moje marzenie może zostać uznane jako niedojrzałe czy wręcz infantylne, ale po raz kolejny udowodniliście, że mam najwspanialszych czytelników na świecie ♥︎♥︎♥︎. Mimo, iż marzenia każdego z nas opierają się na innych płaszczyznach i w swoim życiu dążymy do realizacji różnych celów, to wspaniałe jest to, że Wy wspieracie mnie w moich, a ja w Waszych poczynaniach. Taka relacja to skarb ♥︎♥︎♥︎. Oj, ale może zakończę już prywatę, bo coś się ostatnio sentymentalna i emocjonalna zrobiłam, aż mnie to dziwi. Zatem, wracając na właściwe tory, zapraszam Was do zapoznania się z moimi najnowszymi zakupami. 

Podczas mojego weekendowego wypadu zakupy nie były najważniejsze. Mogłabym wrócić z pustymi rękoma, a i tak wyjazd uznałabym za nadzwyczaj udany. Co prawda, miałam swoją mini listę zakupów, która opiewała na 3 pozycje, ale kiedy zorientowałam się na jakim poziomie kształtują się ceny dóbr, niezależnie od ich kategorii, doszłam do wniosku, że zakupów nie poczynię żadnych. Nie jest oczywiście tajemnicą, że ceny znacznie odbiegają do tych, do których jesteśmy przyzwyczajeni w naszym kraju, a i te są czasem naprawdę wysokie. Jednak zgoła odmienne są także zarobki Skandynawów, więc ceny oburzają głownie turystów. Dla przykładu ➤ za zakupioną w sieciowej knajpce czy kawiarni sałatkę i sok bądź ciastko i kawę, w PL zapłacimy nie więcej niż 30zł, a w Szwecji nie więcej niż 200 koron, co bliskie jest naszemu banknotowi o nominale 100zł. Z racji widocznych, niemal na każdym polu, różnic, byłam pewna, że z zakupów nici. Postanowiłam to jednak sprawdzić. Szczególnie, że po sobotnim spotkaniu z Lindą miałam jeszcze kilkadziesiąt minut do zamknięcia sklepów, a znajdowałam się w sercu typowo zakupowej części miasta. 

Laura Mercier Creme Brulee Hand Cream

Swoje kroki skierowałam do Cow Parfymeri, o której sporo czytałam. Wiedziałam, że w perfumerii znajdę asortyment marki Laura Mercier, który mnie interesował. Być może pamiętacie, że w zeszłym roku, z ogromną przyjemnością, sięgałam po krem do ciała o wspaniałym zapachu Creme Brulee. Z jego recenzją możecie się zapoznać TU. Jego obecna cena w Perfumerii Douglas to 329zł/300ml. Komentarz jest chyba zbędny, choć ciężko jest się powstrzymać. Cena kremu do rąk, należącego do tej samy gamy zapachowej, wynosi 99zł/50ml. Byłam więc pewna, że po przekroczeniu progu Cow Parfymeri ceny, które ujrzę będą jeszcze wyższe. Co się okazało? Były średnio o 20% niższe, niż te, oferowane w PL. Dlatego też za kwotę 165 koron, a więc ok 77zł zdecydowałam się na zakup kremu do rąk o zapachu Creme Brulee, który był na mojej liście. Jako, że jego poprzednik (L’occitane o zapachu Cherry Blossom) właśnie wyzionął ducha, dziś jego miejsce w torebce zajmie właśnie ten z Laura Mercier. Interesowałam się także dostępnymi w butiku perfumami tejże marki, jednak żaden z zapachów nie przypadł mi do gustu na tyle, abym była skłonna go sobie sprawić. Tym sposobem, moja chciejlista z trzech pozycji skróciła się do dwóch.

Giorgio Armani Si

Na pozycji numer 3, choć jak się okazało jednak 2, uplasowała się woda perfumowana Giorgio Armani Si. W wyjazdowym niezbędniku, opublikowanym TU, wspominałam o tym, iż na strefie bezcłowej lotniska Arlanda, będę chciała sprawić sobie flakon nowego zapachu. Na wyjazd zabrałam ze sobą próbkę tej wody perfumowanej i zdecydowanie skradła ona moje serce. Przez wiele kobiet opisywana jest jako mieszanka nut słodkich z tymi bardziej kwiatowymi i orientalnymi, co stanowi doskonałe połączenie na wieczorne wyjścia. Wiecie, że ja nie dzielę posiadanych zapachów na te dzienne, wieczorowe, letnie czy zimowe. Moi całoroczni ulubieńcy to Thierry Mugler Alien oraz Michael Kors Sexy Amber. Dla wielu to zapachy nie do przejścia, dla mnie zapachy, bez których nie wyobrażam sobie życia. Na ich tle Si od Giorgio Armani wydaje się być delikatnym. O Si mówi się, że jest hołdem dla współczesnej kobiecości, gdyż jest połączeniem wdzięku, siły i niezależności. Szczerze taki opis bardziej mnie bawi niż przekonuje do zakupu, jednak broni się on swoimi nutami zapachowymi. Wanilia, ekstrakt z czarnej porzeczki, frezja, szypr i jasne drzewo piżmowe. Takie połączenie bardzo mi pasuje, a nie jestem w osamotnieniu, gdyż Si wydaje się być jednym z najbardziej popularnych zapachów ostatniego roku. W Perfumerii Sephora, flakon o poj. 50ml, na który się zdecydowałam, kupicie za 389zł, a w Perfumerii Douglas za 379zł. Ja skorzystałam z promocji na sztokholmskim lotnisku Arlanda i kupiłam go za 635 koron, a więc jakieś 300zł. 

Ze swoich zakupów jestem bardzo zadowolona. Może swoimi gabarytami nie nęcą, ale zapachami już jak najbardziej ♥︎♥︎♥︎. Z pewnością możecie się spodziewać osobnych wpisów na temat obu produktów. Obym za kilka tygodni doszła do wniosku, że każdy z nich był warty przeznaczonej na niego kwoty. 

A tak z ciekawości jakie są obecnie Wasze ulubione perfumy? 

Miłego dnia!

Buziaki,

call2

POST NIE JEST SPONSOROWANY. PRODUKTY ZOSTAŁY KUPIONE PRZEZE MNIE.

Ps. 

Kochani, jest mi niezmiernie miło ogłosić, iż komisja w składzie:

➤ The Body Shop Polska

➤ Model zwany Nadbałtyckim Ptasiorem Białym

➤ Callmeblondieee 

spośród ogromu nadesłanych przez Was komentarzy (niemal 150!) wybrała 3 osoby, które niebawem będą mogły cieszyć się wybranym przez siebie zestawem kosmetyków marki The Body Shop (Frosted Plum / Glazed Apple / Frosted Cranberry) w skład którego wchodzi żel pod prysznic (60ml), peeling do ciała (50ml), masło do ciała (50ml) oraz rozświetlający balsam do ciała (60ml), całość ukryta w przepięknej puszce.

Mikołajkowe rozdanie 2

Frosted Plum trafia do:

The Body Shop Frosted Plum - Klara Płatek

Glazed Apple trafia do:

The Body Shop Glazed Apple Karolina Tonia

Frosted Cranberry trafia do: 

The Body Shop Frosted Cranberry Joanna Gajęcka

Dziewczyny przyjmijcie nasze serdeczne gratulacje!

Spisałyście się na medal! 

Czekam na Wasze adresy do wysyłki nagród na callmeblondieee@gmail.com

Buziaki,

Basia

♥︎♥︎♥︎